Bezchmurne niebo i święto państwowe to powody które nie pozwalają pozostać w domu. Około wpół do dziesiątej ładuję rower na samochód i po zabraniu Bartasa jedziemy na zachód - kierunek Berlin. Do Berlina jednak nie docieramy, tylko za Lutolem Suchym odbijamy w prawo z drogi nr 2, ścinamy bocznymi drogami do "krajówki" nr 3, zwrot w lewo i za miejscowością Jordanowo rozładowujemy rowery w lesie.
Początek trasy jest łatwy i przyjemny, długi zjazd asfaltem z powrotem do Jordanowa gdzie kierujemy się na zachód brukowaną drogą. Ponieważ chcemy objechać jezioro Paklicko o strony południowej, musimy odbić w lewo aby dotrzeć do równoległej drogi leśnej, co udaje się bez problemu po przeskoczeniu małego strumyka. Dalej jedziemy wygodnym traktem, który idzie krawędzią kilkusetmetrowej szerokości pasa wyciętych drzew. Przy tabliczce kierującej do parkingu PZW skręcamy w kierunku jeziora i zjeżdżamy na brzeg mijając trzy zaparkowane samochody wędkarzy. Przed nami dosyć mocno zarośnięte jezioro po którym pływa kilka łódek, przy brzegu tlą się jeszcze resztki ogniska. Staramy się jechać wzdłuż brzegu, ale wrysowana w mapę dróżka to fikcja. Po pewnym czasie wracamy do głównej drogi, gdzie jest nieco piaszczyście, ale do wytrzymania. Łagodnie pod górę dojeżdzamy do skrzyżowania dróg gdzie dalej wiedzie droga brukowana. Słońce praży, jest bezwietrznie i temperatura już sporo wyższa niż na poprzedniej trasie cztery dni wcześniej. Zatrzymujemy się przy następnym rozwidleniu dróg, koło głazu upamiętniającego myśliwych, którzy odeszli do krainy wiecznych łowów. Wypijamy ich zdrowie. Przyjemnym traktem zjeżdzamy do dużej wsi Lubrza, gdzie nabywamy produkty browarniane i skręcamy w drogę idącą na północ, w kierunku Boryszyna.
We wsi podziwiamy pomnik ku czci ofiar drugiej WuSi, postument przyozdobiony czołgiem (bliższe oględziny wskazują że to czołg lekki PT-76 już mocno powojennej produkcji, ale widać tylko taki był dostępny a wrażenie robi). Koło świeżo remontowanego bunkra mijamy sporą grupę cyklistów i skręcamy w lewo aby jechać znów na zachód asfaltową drogą do wsi Bucze. Na tym odcinku jazda bez trzymanki połączona z konfigurowaniem aparatu omal nie kończy się wpadnięciem pod przejeżdzający samochód, ale szczęściem nadal w dobrym zdrowiu wyjeżdżam ze wsi w las na pd-wsch. Bucze, tak samo jak i Lubrza ma charakterystyczny dla okolicznych wsi układ z dwiema głównymi ulicami omijającymi półkolem centrum wsi oraz starą ale solidną ceglaną zabudowę, gdzieniegdzie ze ścianami z muru pruskiego.
Po 3-4 km ciekawym mieszanym lasem przejeżdżamy pod linią kolejową i we wsi Mostki przekraczamy drogę nr 2 i kanał Niesulicki - tzn. już nie kanał bo częściowo zasypany i poprzedzielany groblami. Dalej lekko pod górę asfaltową drogą wśród ładnego lasu, po chwili odbijamy w lewo w kierunku jeziora Niesłysz.
Na łące w miejscu gdzie kanał łaczy się z jeziorem urządzamy postój i przy piwie omawiamy historię i taktykę działań poszczególnych typów U-bootów. Dalej podążamy wzdłuż brzegu jeziora na półwysep z zabudową letniskową - nic ciekawego tu nie ma, wracamy z powrotem do drogi i zjeżdżamy do wsi Przełazy. Jest to typowa wieś letniskowa, na jej południowym końcu jest pałac. Choć utrzymuje się on z publicznych pieniędzy jest przed "publiką" szczelnie zamknięty, więc jedziemy dalej szlakiem rowerowym wokół jeziora, które objeżdża także brukowana droga. Przy pd-zach krańcu jeziora odbijamy w lewo, ścieżką pomiędzy jez. Niesłysz a małym jeziorkiem Złoty Potok. Tu zaczyna się najciekawsza część wycieczki, ścieżką docieramy do pięknie położonego wśród drzew ośrodka ZHP ze Świdnicy, gdzie robimy krótki odpoczynek na pomoście. Jadąc dalej wzdłuż jeziora mijamy następny pomost przy kolejnym ośrodku wypoczynkowym i dojeżdzamy do wsi Niesulice - miejscowego centrum turystyki o czym świadczy kilka sklepów i dwie smażalnie ryb oblegane przez sporą liczbę ludzi.
W ramach obiadu konsumujemy porcje pstrąga z frytkami i dalej kierujemy się wzdłuż jeziora, bardzo dobrze poprowadzonym szlakiem nad samym brzegiem. Co chwilę mijamy zejście do wody, a co jakiś czas są też mini-plaże i parkingi leśne. Mimo takiego zagospodarowania brzegu nie robi on wrażenia skażonego cywilizacją a szlak rowerowy wokół jeziora jest doskonały. W doskonałych też nastrojach kręcimy dalej, mijając ruiny grodziska, aż docieramy do następnego ośrodka wypoczynkowego gdzie odbijamy na wschód w osadzie Tyczyno. Jezioro Niesłysz można zdecydowanie polecić amatorom sportów wodnych, widzieliśmy na nim sporo żaglówek. Woda jest dosyć czysta, a choć brzeg zachodni jest porośnięty trzcinami i nieciekawy, to pięknie porośnięty lasem brzeg wschodni przypomina jeziora Łagowskie. Głębokość jeziora osiąga 36 m w pd-wsch części, w części zachodniej są płycizny.
Brukowaną drogą jedziemy przez las za znakami zielonego szlaku, i po 4 km skręcamy w prawo do małego jeziorka Księżno. Kierujemy się łąkami wzdłuż strumienia, a nastepnie leśną drogą aż do momentu gdzie postanawiamy skrócić przez ugór. Później jedziemy kawałek drogą asfaltową, zanim nie odbijemy w lewo aby objechać od południa jezioro Wilkowo. Zbliża się wieczór i bardzo zaczynają dawać się we znaki muszki i komary, a na tym odcinku ani jezioro ani sama droga nie zachwycają. Wzdłuż brzegu żwirowaną ścieżką docieramy do drogi krajowej nr 2 gdzie czeka miła niespodzianka w postaci nowej szerokiej ścieżki rowerowej. Nią kierujemy się do Świebodzina, ale nie zwiedzamy centrum tylko północną stroną jedziemy na wschód mijając położone na łagodnym stoku osiedla niskich bloków i Lubuskie Fabryki Mebli. Po przekroczeniu obwodnicy kierujemy się pod górę wzdłuż wsi Grodziszcze, aby po dotarciu do asfaltu skręcić w lewo i rozpocząć dosyć stromy podjazd. Na przewyższeniu podziwiamy widok w kierunku południowym na dolinę zażółconą polami kwitnącego rzepaku.
W oddali widać już las w którym mam nadzieję że nadal stoi mój samochód, ostatnie kilka kilometrów to łagodny zjazd, mijamy zabudowania PGR i dalej wieś Glińsk, nasz ostatni przystanek na tej trasie. Na rozwidleniu pod kapliczką odbijamy w lewo i trochę po godzinie siódmej wracamy do punktu startu. Odganiając tnące coraz mocniej owady pakujemy rowery i ruszamy w drogę powrotną do Poznania, gdzie docieramy tuż przed 21:00.
Następna wyprawa w te okolice już niedługo - planuję trasę na południe od opisywanych tu rejonów aż do Odry.