Powrót do listy tras


Trakt leśny pn-pd


Jezioro Krąpsko-Radlino


Miejsce piknikowe


Kajakarze wpływają na jez.


Jezioro Krąpsko Długie


Leśniczówka Piaski


Restauracja w Trzebieszkach


A to zażarte bobry


Rurzyca blisko źródła


Łąki nad Płytnicą


Garaż dla wyrzutni ?


Wejście do bunkra


Brzeźnica


Jastrowie


Zalew Gwdy


Ośrodek koło Jastrowia


Zbiera się na burzę


Zapora na Gwdzie


Tu się schroniłem

Widły Rurzycy i Gwdy

Rewelacyjna trasa. W jednym dniu zwiedziłem piękną dolinę Rurzycy, popływałem pierwszy raz w tym sezonie w jeziorze, spenetrowałem byłą ruską bazę i przetrwałem niezłą nawałnicę. Zaczęło się jednak spokojnie, około wpół do dwunastej wystawiłem rower z samochodu koło wsi Płytnica, na 120 kilometrze drogi z Poznania przez Piłę i dalej krajówką 11 na północ. Po drodze gdzieniegdzie lekko kropiło, i choć prognoza pokazywała słońce, na razie niebo całkowicie zaciągnięte wysokimi chmurami.

Ruszyłem utwardzoną żwirową drogą na pn-zachód, ale wkrótce odbiłem w lewo przecinką leśną aby kierować się bardziej na zachód. Wokół młody las, droga słabo przetarta. Docieram do nasypu kolei i przekraczam go, dalej kluczę po przecinkach i po parunastu minutach wyjeżdżam na trakt idący poprzecznie trzydziestometrowej szerokości pasem pozbawionym drzew. Bez większego namysłu skręcam w prawo, i nieco zdziwiony docieram za chwilę z powrotem do drogi żwirowej z której zboczyłem wcześniej. Idzie nią żółty szlak rowerowy, jedzie się wygodnie więc bez dalszych prób prostowania trasy sunę dalej. Nastrój z początku nie najlepszy bo jestem trochę zmęczony po wczorajszym wieczorze kawalerskim kolegi, z którego wyszedłem wcześnie aby nie "odkręcać manetki" do końca i mieć dziś w miarę lekką głowę. W słuchawkach smęci Porcupine Tree a ja dojeżdżam do dużego skrzyżowania z którego w pięć stron świata odchodzą szerokie drogi leśne i krzyżuja się szlaki.

Główna droga idzie w dół do doliny Rurzycy, ale ja skręcam w prawo żółtym szlakiem aby jechać lewym brzegiem wysoką skarpą. Po chwili pomiędzy drzewami prześwituje niebiesko - zaczyna się jezioro Krąpskie-Radlino. Inaczej zwane Krąpskie Średnie, jest najgłębsze (38 m) z wszystkich sześciu jezior przez które przepływa Rurzyca. Znajduje się w kilkuset metrowej szerokości rynnie obramowanej kilkunastometrowej wysokości skarpami. Z początku jadę w pewnej odległości od jeziora, ale przy parkingu leśnym szlak skręca w kierunku wody. Humor znacznie mi się poprawia, bo pasmo chmur ustępuje miejsca błękitowi nieba, a okolica jest piękna. Najpierw wjeżdżam na wzniesienie porośnięte iglakami a potem w dół do samej wody. Na polanie porośniętej mchem pomiędzy rzadkimi ale wysokimi sosnami widać drewniany krzyż i kamienny okrąg upamiętniający JPII. Nad piaszczystym dnem jeziora śmigają spore ryby a woda jest rewelacyjnie czysta. Po prostu naturalne kąpielisko, warte oznaczenia na mapie kilkoma wykrzyknikami ! Nie namyślając się długo wskakuję do wody w stroju Adama bo nikogo nie ma w pobliżu. Woda jest dosyć chłodna więc wypływam tylko kilkadziesiąt metrów w głąb jeziora i wracam, wycieram rezerwową koszulką i czas na chwilę plażowania.

Niechętnie ruszam w dalszą drogę, najpierw próbuję wzdłuż jeziora ścieżką wędkarską ale nie da się nią jechać więc podchodzę z powrotem do głównej drogi. Przy końcu jeziora szlak znów odbija do samej wody, słychać głosy ludzi wpływających na jezioro kajakami. Doskonałym modrzewiowym zagajnikiem jadę do mostu nad rzeczką, pod którym dosłownie kłębią się ryby. Jadę dalej tym samym żółtym szlakiem tuż przy brzegu następnego jeziora wygodną i widokową trasą. Po ok. 3 km następny mostek i leśniczówka Piaski, a po drugiej stronie kilka domków kempingowych. Na drodze widać dużo naniesionego piachu, widać przechodziły tędy niedawno solidne burze. Po minięciu kolejnego, mniejszego jeziora docieram do drogi krajowej nr 22 w Trzebieszkach.

Od dłuższego czasu doskwiera mi brak wody, jest bardzo parno i upał 30 st. C. a ja nie zabrałem płynów więc braki organizacji nadrabiam twardością. Na szczęście w Trzebieszkach obok gospodarstwa agroturystycznego i wypożyczalni kajaków jest też niewielka restauracja, gdzie zaspokajam pragnienie, niestety na wynos mają tylko małe butelki 200 ml. więc to nie koniec kłopotów z płynami. Oglądam tablice informacyjne, cofam kawałek asfaltem i jadę dalej wzdłuż jezior. Już na początku widzę że nie będzie lekko bo drogę tarasuje kilkanaście drzew pozgryzanych przez bobry. Ten odcinek trasy okazuje się uciążliwy także przez błoto, które jest często przy wylotach jarów dochodzących do jeziora. Co chwilę muszę schodzić z roweru, trzeba dodać do tego sporo podjazdów wąską i zrośniętą ścieżką (no i upał), to odcinek tylko dla zajadłych cyklistów.

Koło jeziorka Krąpsko Małe teren jest coraz bardziej podmokły, rzeczka płynie głębokim jarem. Docieram do zerwanego mostku i postanawiam nie przebijać się dalej przez zarośla tylko prosto pod górę na skarpę. Odnajduję wątłą ścieżkę i koło skarpy zamykającej dolinkę wyrabiam się na północ, aby niedługo dotrzeć do drogi leśnej którą idzie zielony szlak. Po krótkim zjeździe jestem przy rozejściu się szlaków skąd po przekroczeniu drogi asfaltowej jadę wyspaną białym żwirem drogą na Nadarzyce. W ogóle trakty leśne są w tej okolicy znakomicie utrzymane i większość przejezdna zwykłym samochodem, ciekawe czy to pozostałość po poligonie czy zasługa Lasów Państwowych.

Dokładnie na trzydziestym kilometrze trasy skręcam ostro w prawo i po jakimś czasie zanikającą droga leśną wyjeżdżam na łąki w dolinie Płytnicy, która jest tu małą rzeczką 3-4 m szerokości. Nad nią jest mini-kładka, mocno nadgniła więc bardzo ostrożnie przenoszę rower i na szczęście suchą stopą przechodzę na drugi brzeg. Po chwili docieram do utwardzonej drogi, w tej okolicy znajdują się pozostałości po radzieckiej tajnej bazie wojskowej. Najpierw zajeżdżam na spory wybetonowany plac, gdzie można się już tylko domyślać zarysów budynków. Po chwili wjeżdżam w las gdzie ukryte są bunkry. Podchodzę aby obejrzeć wkopany w pagórek schron dla jakiegoś gigantycznego pojazdu, tunel o średnicy ok. 6 metrów i długości kilkudziesięciu. Po lewej stronie od niego są dwa przykryte lasem bunkry ok. 25x25 m , których wejścia zasłonięto zwałami piachu. Przed każdym z nich widać fundamenty budynku z betonowymi podstawami niewiadomego przeznaczenia w środku. Obok są ceglano-betonowe umocnienia z otworami strzelniczymi i obsypany ziemią kilkumetrowej wysokości zbiornik. Całość terenu jest poprzecinana liniami okopów i wyrytych ukryć dla pojazdów i robi spore wrażenie.

Jadę dalej po płytach betonowych na wschód, mijam drogę Szwecja-Sypniewo za którą kończy się las i dojeżdżam do wsi Brzeźnica-Kolonia. Chałupy porozrzucane co kilkaset metrów, a wokół więcej łąk niż pól. Kręcę monotonną ale równą drogą do dużej miejscowości Brzeźnica, koło kościoła trwa festyn z bardzo głośną i bardzo kiepską muzyką. W sklepie uzupełniam płyny i wyjeżdżam na bardziej uczęszczaną drogę Sypniewo-Jastrowie zrobioną z betonowych płyt. Zjeżdżam kilka kilometrów do doliny Gwdy i docieram do Jastrowia - to ładne niewielkie miasto przy drodze krajowej 11/22. Za miastem zaczynają się ścieżki rowerowe omijające okoliczne jeziorka, jadę jedną z nich aż do Gwdy, która jest tutaj zalewem spiętrzonym przez elektrownię. Po krótkim błądzeniu (skręciłem na północ zamiast na południe ale szybko się zorientowałem) wracam nad brzeg jeziora, mijam dziką plażę i oglądam ośrodek wypoczynkowy na drugim brzegu. Jadąc dalej na południe przecinam drogę asfaltową i nieczynny tor kolejowy. Za znakami żółtego szlaku kieruję się wzdłuż Gwdy, niedaleko idzie także linia energetyczna. Przy zakręcie rzeki zjeżdżam na sam brzeg, szlak przez las jest momentami trudny do jazdy. Później już wygodniejszą drogą skarpą wzdłuż rzeki docieram do otwartej przestrzeni.

Od jakiegoś czasu słychać odległe grzmoty, a w oddali na moim kierunku jazdy niebo staje się coraz ciemniejsze. Nie mogę jednak przeczekać burzy bo jest już sporo po 19-tej, zmrok niedaleko a ja nie mam przedniego światła do roweru. W Ptuszy przekraczam Gwdę i kieruję się szosą na Tarnówko, ale przed wsią zjeżdżam w dół do zakola rzeki bo na mapie jest tam most przy papierni. Niestety cały teren jest ogrodzony i należy do fabryki tektury której stare budynki pamiętają chyba dziewiętnasty wiek. Pytam w portierni czy można przejść na drugą stronę rzeki, ale kobieta z ochrony twierdzi że nie, że już dawno nieczynne itp. Jestem pewien że przejście jest, ale cóż mogę zrobić. Burza nadciąga coraz bliżej, kręcę się trochę dookoła ale wszędzie wysoki płot.

Konsultuję się z mapą i następny most parę kilometrów dalej, ale ponieważ idą przez niego tylko drogi leśne, zaczynam mieć obawy. Jeśli i jego nie będzie to kolejny poważniejszy most będzie mnie kosztował paręnaście kilometrów objazdu - przed zmrokiem mogę nie zdążyć. Cofanie do Ptuszy i jazda główną drogą nr 11 nie wchodzi w grę, nie tylko wg zasady nie cofania się (a zwłaszcza nie cofania się do tyłu!), ale także dlatego że jazda w deszczu na ruchliwej drodze bez pobocza to proszenie się aby cię zepchnęli do rowu.

Niebo ciemnieje jak w noc, jadę do wsi i tuż przed nią zaczyna się burza. Ledwo zdążyłem założyć kurtkę i schować cenne rzeczy do plastikowego worka w plecaku. Nawałnica idzie od południa - w momencie gdy wyjeżdżam zza ściany lasu łapie mnie taki wiatr i ściana deszczu, że o ujechaniu nie ma mowy. Błyskawice biją bardzo blisko a wzdłuż drogi wysokie drzewa, więc nie jest mi zbyt wesoło. Obok jest mały stadion, postanawiam schronić się w budce koło boiska, ale widzę jakiś ruch w parterowym budynku obok. Podchodzę i okazuje się że rodzina sprząta właśnie po imprezie komunijnej w budynku należącym do ośrodka sportowego, zapraszają do środka. Rozmawiamy o różnych sprawach, dowiaduję się że jest dobry most i droga do Płytnicy. Po chwili gaśnie światło - nie ma prądu, przy świeczkach i przy pomocy trójki dzieciaków zmieniam baterie w tylnej lampie. Za mniej więcej pół godziny ruszam, choć deszcz jeszcze leje mocno. Największa nawałnica przeszła choć jeszcze się błyska a na drodze z której zawróciłem do stadionu leży powalone duże drzewo. Jadę do wsi i dalej wg wskazówek miejscowych bardzo dobrą drogą przez las do mostu. Deszcz ciągle pada ale zwykły deszcz to dla mnie pestka - kurtka choć kupiona po promocyjnej cenie sprawdza się doskonale. O 20:35 jestem przy samochodzie, przebieram się w suche rzeczy i jadę do domu.

Planowałem jechać jeszcze dłuższą trasą - z Brzeźnicy bardziej na północ przez Pniewo na Podgaje i dopiero tam wzdłuż Gwdy, ale ten wariant był nierealny zarówno czasowo jak i wysiłkowo. Licznik przestał działać w deszczu gdzieś koło Tarnówka, oceniam że dalej było co najmniej 7 km. Gdybym zrobił pierwotny wariant to co najmniej 15 km więcej, czyli 100 km by pękło jak nic - zamierzam takiej długości trasę zrobić w tym sezonie, ale z pewnością w łatwiejszych warunkach.