To była trzecia trasa w okolicy poradzieckich poligonów położonych na pn-wsch od Wałcza. Po wcześniejszych wycieczkach po południowej części, tym razem wybrałem się z Bartasem do samego Bornego-Sulinowa i dookoła jeziora Pile. Około 10-tej w święto Bożego Ciała podjechałem do Bartasa - dziś jedziemy jego Fiatem. Pakujemy rowery na tył samochodu i ruszamy na północ. Przez Czarnków, Trzciankę i Wałcz docieramy do drogi na Borne i parę kilometrów przed Sypniewem parkujemy w lesie.
Ruszamy do wsi i już po trzech kilometrach niemiła niespodzianka - mam "flak" w tylnym kole, które rano dopompowywałem. Szybka wymiana dętki na zapasową, którą przezornie wożę od kilku tras i jedziemy dalej. We wsi trwają przygotowania do procesji, skręcamy w lewo za główną drogą i podjeżdżamy wysadzaną drzewami trasą kierując się na zachód. Po prawej stronie widać w pewnej odległości pierwsze pozostałości po poligonie armii sowieckiej - kilkupiętrowy zrujnowany budynek i mniejsze skupiska gruzów. Skręcamy w polną drogę za drogowskazem na Kłomino. Na mapie teren ten jest przedstawiony jako odkryty, ale w rzeczywistości pełno jest niskich liściastych drzew, a co kawałek dochodzą zarośnięte chaszczami asfaltowe place i drogi. Przekraczamy resztki trasy kolejowej i drogę z płyt i dalej kierujemy się na północ polną drogą wśród zarośli. Droga dosyć rozryta, po prawej widać resztki ogrodzenia i jakieś usypane ręką człowieka pagórki. Dalej wjeżdżamy w niski sosnowy las, którym jedziemy kilka kilometrów równiejszą drogą, aż wreszcie wyjeżdżamy na Wrzosowiska Kłomińskie - podobno największe w Polsce.
Wrzosowiska nie robią zbyt dużego wrażenia, ot kilkukilometrowa równina porośnięta niskimi iglakami, którą przecina sporo szerokich dróg. W oddali widać jakieś wzniesienia, zbliżamy się do nich i podchodzimy do wiaty na szczycie pagórka, który jest dobrym punktem widokowym. Pstrykam kilka fotek i jedziemy dalej, słońce które prażyło niemiłosiernie chowa się teraz za chmurami. Po parunastu minutach docieramy do granicy lasu i następnej wiaty. Droga zakręca w prawo a potem znów w lewo i pojawia się na niej asfalt, a raczej jego resztki. Zjeżdżamy parokilometrową prostą wśród sosnowego lasu, na drodze można oglądać kolejne stadia erozji nawierzchni. Docieramy do głównej drogi i cmentarza żołnierzy radzieckich z ciekawym pomnikiem w kształcie wzniesionej ręki z pepeszą. Skręcamy w prawo oddalając się od Bornego Sulinowa które jest dwa kilometry w lewo od nas. Po chwili zjeżdżamy w las za znakami szlaku rowerowego i dostajemy się na leśną drogę wzdłuż jeziora. Mija nas zabytkowy gazik z turystami i po przekroczeniu strumyka docieramy na wschodni kraniec jeziora Pile.
Woda jest przejrzysta i gładka bez najmniejszej fali więc chwilę zastanawiamy się czy nie zalec na krótki relaks i kąpiel, ale decydujemy jechać dalej - jezioro ma z 10 km długości więc ciekawych miejsc na pewno będzie jeszcze kilka. Mijamy następne zejścia do wody przy których parę rodzin rozłożyło się na piknik, krótkim podjazdem pokonujemy wzniesienie Ostrogóra i docieramy do wąskiej drogi asfaltowej i miejscowości Dąbrowica. Wzdłuż skarpy schodzącej do jeziora są tu liczne domki letniskowe, niektóre z nich urządzone z rozmachem, ale okolica nie sprawia wrażenia przesadnie ucywilizowanej.Za wsią odbijamy w las drogą gruntową i po chwili dojeżdżamy do samego brzegu jeziora gdzie widzimy biwakujących i grilujących ludzi. Jedziemy dalej co chwila mijając namiot czy przyczepę kempingową rozstawioną przy brzegu - droga choć wyboista nadaje się do przejechania zwykłym samochodem. Do samego brzegu jeziora schodzi liściasty las a na drodze niestety ślady zwózki drewna, więc dosyć mozolnie brniemy naprzód.
Po minięciu zatoczki droga się polepsza aż wreszcie docieramy na cypel na którym jest polana idealna do biwaku i dobre zejście do wody. W tym miejscu jezioro ma najmniejszą szerokość, chyba niecały kilometr. Zakładam kąpielówki i wchodzę do wody - jest dosyć zimna i do tego zaczął wiać ostry wiatr. Na szczęście po chwili słońce pokazuje się zza chmur więc zanurzam się i odpływam kawałek od brzegu. Dno jest piaszczyste, ale bardzo ostro schodzi w dół, już kilka metrów od brzegu nie mam gruntu. W czasie gdy zażywam kąpieli mijają nas dwa kajaki okrążające jezioro, kolega kierownik mimo moich namów nie decyduje się na kąpiel.
Po wyjściu z wody odpoczywam przez chwilę zanim ruszymy dalej, brzeg jeziora zakręca tu na północ tworząc dużą zatokę. Wyjeżdżamy z lasu i po minięciu kilku domków letniskowych docieramy do wsi Piława. Jest tu parę kąpielisk i pomostów, a my zatrzymujemy się przy sklepie chcąc nabyć piwo. Rezygnujemy jednak bo kawałek dalej jest przyjemny bar, gdzie zasiadamy nad kuflami Żubra. Ponętna barmanka i jej równie efektowna koleżanka serwują nam szaszłyki, a my przyjemnie rozleniwieni przeglądamy gazetę lokalną opisującą skandaliki miejscowych notabli. W dole kilkunastu kajakarzy właśnie rozpoczyna trasę, a obok miejscowi bywalcy komentują bieżące wydarzenia.
Niechętnie ruszamy w dalszą drogę i po chwili za wsią docieramy do drogi krajowej nr 20 i torów kolejowych. Właśnie jedzie nimi pociąg, skręcamy wzdłuż torów w lewo i około 3 km jedziemy główną drogą. Przegapiłem właściwy skręt więc dopiero następnym traktem wzdłuż skraju lasu odbijamy w lewo. Przejeżdżamy nad nieczynną i zarośniętą linią kolejową i koło wsi Liszkowo docieramy do drogi z płyt betonowych idącej do Bornego Sulinowa. Mijamy most na Piławie i dalej jedziemy nudną i pustą drogą kilka kilometrów, aby za tablicą z nazwą miejscowości skręcić w las do jeziora. Widać tu pozostałości po koszarach, kilka ruin obrośniętych młodym lasem, zjeżdżamy nad jezioro i wchodzimy na pomost wędkarski. Przez jezioro pruje jakaś szybka motorówka czy ścigacz, owady tną niemiłosiernie więc szybko się ewakuujemy. Wzdłuż jeziora jedziemy do miasta mijając domy jednorodzinne w budowie.
Centrum Bornego Sulinowa robi ciekawe wrażenie - odnowione bloki są położone w lesie i mają klimat miejscowości nadmorskich. Przy pomniku z dwiema armatami jest urząd powiatowy, knajpa i sklep "Magazin Saszy", kupuję tam napoje i piwo. Jedziemy w kierunku jeziora, mijając świeżo odremontowane budynki, ale też kilka pozabijanych dechami, całość miasta robi jednak o wiele lepsze wrażenie niż się spodziewałem. Nad samym jeziorem jest piękny nowiutki ośrodek Marina, plaża z boiskiem do siatkówki i pomost. Na pomoście pijemy zakupione wcześniej piwo Barkas produkcji browaru w Braniewie. Kilku odważniejszych plażowiczów wchodzi do wody ale większość ludzi tylko spaceruje koło jeziora.
Kontynuujemy zwiedzanie miasta, najpierw zajeżdżamy na następną plażę a potem okrążamy miasto. Wokół sporo pensjonatów, restauracje ale też gdzieniegdzie jeszcze nie odremontowane budynki. Większość terenu już zagospodarowana, na kilku budynkach napisy "Do sprzedania", otoczony wysokim kamiennym murem jest też karmel. Po mieście przechadza się sporo ludzi, nas dziwi brak szyldów firm czy zakładów - z samej turystyki mieszkańcom ciężko chyba wyżyć. Żartujemy że to idealne miasto dla emerytów - dobry klimat i nic do roboty. Na skraju miasta straszą 4 wielopiętrowe budynki z pustymi oknami - to chyba część magazynowa/techniczna byłego garnizonu, którą pozostawiono w stanie "poradzieckim". Trzecie wypite piwo chyba źle działa na mój zmysł orientacji bo niepotrzebnie nawracamy do centrum aby potem cofnąć się dokładnie tą samą trasą do wyjazdu na Nadarzyce.
Droga do Nadarzyc idzie równiutkim asfaltem, ruch samochodów jest minimalny, ale przebyte odległości zaczynają dawać nam w kość (szczególnie ogonową). Zawadzamy o bazę kajakarzy przy moście na Piławie i dalej wśród lasu ciągniemy na południe wzdłuż rzeki. Po obu stronach drogi mijamy małe zarośnięte stawy a przed samą wsią rzeka tworzy szerokie rozlewisko. Płynie nim kilkanaście kajaków i łódek, obok znajduje się baza wędkarska i pole namiotowe. W Nadarzycach skręcamy w lewo kierując się na lotnisko, które objechałem z drugiej strony trzy tygodnie temu. Niestety nasze wojsko jeszcze tu działa bo zatrzymujemy się przy budce strażniczej, odnowione bloki świadczą o tym że jakaś jednostka w tym miejscu jednak stacjonuje. Zawracamy i obok skrętu głównej drogi na Jastrowie jedziemy żwirowaną drogą wzdłuż niebieskiego szlaku. Słońce już schowało się za drzewami, jest po 20:00 więc bez przystanków kierujemy się do samochodu.
Przegapiłem skręt w lewo i dlatego dojeżdżamy aż do ukrytej w lesie bazy którą już wcześniej spenetrowałem. Szybko pokazuję Bartasowi bunkry i podchodzimy na wzgórze z którego długim zjazdem przez las prujemy prosto do samochodu. W zapadającym zmroku zwijamy manatki i przez Piłę śmigamy do Poznania.