Planowałem tego dnia jechać zupełnie gdzie indziej - do Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego na północ od Gorzowa Wielkopolskiego. Ponieważ jednak klient w Wągrowcu miał awarię z którą musiałem uporać się na miejscu, zmieniłem cel wycieczki na położony bardziej na tym kierunku (100 km odległości to jednak mniej niż 150...). Zamierzałem wyjechać jak najwcześniej rano ale jak to w dzień roboczy bywa wszystko się opóźniło i dopiero w południe wyjechałem z Wągrowca kierując się na pn-zachód przez Czarnków i dalej północnym brzegiem Noteci do Wielenia. Dalej droga przez Kuźnicę Żelichowską do drogi krajowej nr 22 - nawierzchnia jest w tak fatalnym stanie, że mało podwozia nie urwałem, odradzam ten odcinek. Koło 13:30 dojeżdzam do granic parku narodowego, we wsi Głusko mieszczącej okazały budynek nadleśnictwa kupuję napoje i parkuję kawałek dalej przy krańcu jeziora Ostrowieckiego.
Na tych terenach byłem już parę razy wcześniej, więc znaną drogą jadę chwilę po bruku aby zaraz odbić w las na grzbiet pomiędzy jeziorami. Omijam jezioro Czarne z lewej strony i zjeżdżam do małego pomostu na jego północnym krańcu.Chwilę się zastanawiam, bo niebo zaciąga się chmurami a żeby zrobić zaplanowaną trasę będę musiał się nieźle zwijać, ale w końcu decyduję się na kąpiel. Wskakuję do rewelacyjnie czystej wody, odpływam parędziesiąt metrów i po paru minutach wracam na pomost. Pokrzepiam się małą butelką siedmioprocentowego piwa "Mocne" i przeglądam mapę. Na popołudnie zapowiadane są burze więc nie zwlekając długo jadę dalej. Wracam do głównego traktu do osady Ostrowite z parkingem leśnym, mijam stary cmentarz przy którym jest restaurowana kaplica i dalej kieruję się wzdłuż jeziora Ostrowickiego wśród wysokiego sosnowego lasu. Zjeżdżam do brzegu jeziora na cyplu który kiedyś mieścił chyba bazę namiotową i docieram do miejsca w którym z jeziora wypływa Płociczna. Tę malowniczą rzeczkę o krystalicznej wodzie przekraczałem w bród dwa razy na poprzednich trasach - zakręca na południe i wpływa do Drawy a jej dolinka tworzy najbardziej dzikie okolice DPN.
Po minięciu Płocicznej droga odbija od jeziora i dochodzi do szerszego traktu znakowanego czerwonym szlakiem. Nim jadę do mostu na krańcu jeziora gdzie skręcam w lewo. Na tablicy informacyjnej opisane są ciekawe dzieje kanału który w XIX w wybudowano do nawodnienia łąk i stawów powyżej jeziora, napędzał on nawet małą elektrownię wodną. Niestety zniszczał a przy próbach pogłębienia w latach pięćdziesiątych zryto glinianą warstwę izolującą koryto kanału i teraz pozostał z niego tylko zarośnięty rów. Jadę lasem ok. 2 km na zachód aby dotrzeć do głównej drogi północ-południe, te tereny nie wchodzą już w obszar parku. Skręcam w prawo i jadę monotonnie po zniszczonej nawierzchni. W miejscu gdzie droga odbija w prawo, kontynuuję dalej prosto leśnym traktem i potem na skrzyżowaniu nieco w lewo na drogę do osady Nw. Korytnica. Ten odcinek jest mocno zapiaszczony i nieciekawy, mozolnie brnę naprzód.
W osadzie przekraczam rzeczkę Korytnicę , która wypływa tu z jeziora aby połączyć się dalej na południe z Drawą, i jadę za szlakiem niebieskim wzdłuż pasa jezior połączonych rzeczką Słopicą. Droga leśna jest wygodna, mijam pierwsze jezioro i dopiero przy końcu drugiego zjeżdżam na brzeg jeziora Szerokiego. Jest tutaj biwak leśny, pomost i małą plaża, kilka rozstawionych przyczep kempingowych z emerytami relaksującymi się weekendowo. Kolejne jezioro Krzywe Dębsko omijam tym razem od południa, najpierw szlakiem a potem podjeżdżam do samego jeziora, którego brzeg schodzi tu stromym ok. 10 metrowym stokiem. Schodzę do kilku pomostów wędkarskich i kieruję się wzdłuż wygiętego brzegu. Od dłuższej chwili na wschodzie słuchać grzmoty i widać ciemne chmury, moja trasa wiedzie jednak na szczęście w przeciwnym kierunku. Jadę dalej drogą, która jednak skręca w złym kierunku i muszę nadrabiać cofając z powrotem do końcowego punktu jeziora. Na mapie jest tu most nad rzeczką, jednak w praktyce jest to bród który przekraczam w wodzie do kolan i płosząc sporo małych rybek. Niebieski szlak idzie dalej ścieżką wzdłuż rzeczki malowniczymi zaroślami i dochodzi do następnego jeziora omijając je ściśle przy brzegu. Wchodzę na pomost wędkarski i widząc piaszczyste dno prześwitujące przez bardzo czystą wodę zastanawiam się czy nie zażyć ponownie kąpieli. Rezygnuję jednak, bo jest już po 17-ej a ja jeszcze nie jestem w najdalszym punkcie dzisiejszej trasy.
Wygodnym szlakiem dojeżdżam do końca jeziora i wsi Dominikowo. Jest tu ośrodek wypoczynkowy, duża plaża i pole biwakowe, a sama wieś wygląda zabytkowo - zbudowana z czerwonej cegły, nawet nowe domy letniskowe trzymają się podobnego stylu. Miejsce warte zapamiętania, agroturystyka tu kwitnie, są także dwa bary i pensjonat. Za wsią odbijam w prawo brukowaną drogą aby za chwilę dotrzeć do pięknej drogi asfaltowej wysadzanej lipami. Za mną grzmi burza więc humor mi dopisuje bo szczęśliwie uniknąłem deszczu. Wyjeżdżam z lasu na pola i równą jak stół drogą jadę przez PGR-ową wieś Chomętowo do Drawna.
Miasto robi ciekawe wrażenie położone na przesmyku pomiędzy jeziorami (właściwie rozlewiskami Drawy) zwiedzam je pobieżnie i fotografuję poniemiecką zabudowę. Jest tu kemping i stanica wodna a wzdłuż jeziora prowadzi deptak, we wschodniej części kilka zakładów przemysłowych i tartak. Sezon kajakowy jeszcze się chyba w pełni nie zaczął bo nie widać żadnych na wodzie, jadę do stanicy wodnej Drawnik położonej 2 km za miastem i przekraczam rzekę aby dalej jechać wzdłuż jej prawego brzegu - drogowskaz ostrzega, że jeszcze 29 km do Głuska.
Z początku mozolnie piaszczystą drogą za czerwonym szlakiem jadę lasem nie widząc rzeki aż do wsi Barnimie. Jest tu most na Drawie i przystań, dalej idzie droga brukowana, którą próbuję prostować za znakami ścieżki dydaktycznej. Za drugim razem kończy się to jednak pobłądzeniem przy plantacji doświadczalnej Lasów Państwowych, nawracam z powrotem do bruku, który na szczęście wkrótce ustępuje miejsca zwykłej drodze leśnej, z początku zapiaszczonej ale później po odbiciu w prawo całkiem wygodnej. Jestem już mocno zmęczony, od prawie 60 km jadę praktycznie bez odpoczynku i wypiłem już cały zapas wody. Mijam bindugę koło wysokiej skarpy, Drawa wygląda tu naprawdę dziko i w nurcie sporo poprzewracanych drzew i wirów. Dalej jest biwak "Barhimie" ale podobnie jak na całej trasie poza miejscowościami nie spotykam tu żywego ducha.
Malowniczym lasem jadę dalej do wsi Zatom, gdzie daremnie wypatruję sklepu - to zbyt mała osada choć jest tu spory ośrodek konny o wielce oryginalnej nazwie "Ranczo Rodeo". Dalej kawałek asfaltem którym cienko przykryto brukowaną drogę i znowu w las za czerwonymi znakami. Wokół rosną wielkie buki ale nie mam nastroju do podziwiania przyrody - przede mną niebo ciemnieje i szykuję się na powtórkę z jazdy w burzy. Tym razem nawet bez kurtki przeciwdeszczowej, "przezornie" nie zabrałem nawet worka plastikowego aby osłonić nim dokumenty i elektronikę, w razie ulewy będzie więc niewesoło. Humor poprawia mi słońce które uparcie świeci w plecy, wygląda więc na to że strefa chmur porusza się w tym samym kierunku co ja. Docieram do skrzyżowania na którym szlak czerwony odbija w prawo ja jadę jednak prosto brukowaną drogą, wyboje sprawiają że nie da się jechać inaczej niż stojąc. Na szczęście po chwili wyjeżdżam na obszar porośnięty młodym lasem, droga się poszerza a przede mną widać tęczę. Zaczyna kropić, ale deszcz nie jest intensywny, zjeżdżam w dół do mostu - w tym miejscu już kiedyś byłem podczas trasy na zachód od Drawy.
Deszcz zanika a ja jadę ostatnie 5 km do samochodu, najpierw asfaltem a potem prostą przez las. Na parkingu znowu zaczyna kropić ciepły letni deszcz, wypijam jednym haustem pół litra pepsi które na szczęście zostało w samochodzie i pakuję manatki. Jadę z powrotem do Poznania inną trasą - nadkładam przez Człopę aby ominąć wyboje do Wielenia, po drodze towarzyszy mi piękny zachód słońca, dalej śmigam już zwykłą trasą przez Wronki i Szamotuły.
Ponieważ najciekawsze okolice DPN tworzą literę V, sensowniej jest podzielić zwiedzanie na dwie części robione osobno, nie chciałem jednak powtarzać już przejechanych tras. Gdybym miał jeszcze raz planować tę trasę to pominąłbym odcinek do osady Nowa Korytnica - można było za jeziorem Ostrowieckim jechać bardziej na zachód i potem prosto na północ do biwaku pomiędzy jeziorami Szerokie a Krzywe Dębsko. Oszczędziłbym w ten sposób parę kilometrów i czas którego zabrakło aby spokojniej jechać na powrotnym odcinku.