To była trasa bez specjalnej historii. Stosunkowo krótka, bo zrezygnowałem z wariantu dalej na północ w kierunku Barlinka - zamierzam zrobić tam jeszcze następną trasę. Byłem tego dnia chyba rozkojarzony, bo dwa razy mocno pomyliłem drogę, za pierwszym razem skończyło się to długim chaszczowaniem, za drugim wyjechałem w miejscu oddalonym o 7 km od planowanego ! I to wszystko pomimo posiadania dobrej mapy i kompasu w postaci świecącego na bezchmurnym niebie słońca. Trasa cały czas po lesie, w obrębie Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego, na szczęście lasy dosyć ciekawe, dużo bukowych nad jeziorami a dalej od nich także iglaste, nie tylko sosnowe ale i ze świerkami czy modrzewiami.
Około 12:00 zostawiłem samochód po dotarciu znaną mi już trasą na Gorzów Wlkp. przez most na Noteci w Santoku do wsi Janczewo, z której polną drogą z dużymi wybojami 1-2 km w las. Rowerem jadę na początku szerokim traktem na północ , przecinam drogę nr 22 i dalej do przesmyku pomiędzy jeziorami Ostrowite i Nierzym. Najpierw przystaję przy zejściu do wody a potem cofam kawałek do brzegu drugiego jeziora i widzę po przeciwnej stronie sporą plażę i kąpielisko. Jadę dalej na Santoczno, ale mimo spojrzenia w mapę odbijam błędnie na zachód zamiast na północ. Po chwili przeczuwam, że coś nie gra, ale brnę dalej i dopiero staranniejsze zorientowanie mapy wg słońca sprawia że wyrabiam się na prawo aby wrócić do właściwej drogi. Przecinka jednak zmienia się w ścieżkę a potem ginie a przede mną podmokłe obniżenia terenu. Omijam je chaszczując wśród zarośli i dalej wzdłuż bagienka zaroślami przez jakiś kilometr aż docieram do gajówki i dalej do wsi.
Santoczno to wieś letniskowa, ładnie położona, cofam kawałek do sklepu koło którego trwa niedzielny festyn. Chwilę siedzę słuchając muzyki ludowej i spikera reklamującego loterię. Ruszam dalej według niebieskiego szlaku wzdłuż jezior, tuż za wsią jest przyjemna mini-plaża. Dalej dobrą drogą wzdłuż jez. Młowinko, koło przesmyku zjeżdżam znowu na sam brzeg. Wokół jeziora trochę ludzi wyleguje się na pomostach i wędkuje. Wśród ładnego bukowego lasu przecinam rzeczkę (woda w niej czysta choć jeziora mętne) i z kolei prawym brzegiem wzdłuż następnego jeziora Lube. Co jakiś czas widać zaparkowane w lesie samochody wędkarzy.
Za jeziorem docieram do drogi asfaltowej i osady Lipy z budynkami leśnictwa i punktem biwakowym nad nastepnym jeziorem. Jadę dalej na północ i przy następnym małym jeziorku zatrzymuję się aby wypić piwo kupione wcześniej w Santocznie. Na drugim brzegu jacyś ludzie grilują, ja jadę dalej do położonej wśród lasu wsi Moczydło. Zastanawiałem się czy ciągnąć dalej na północ bo nawet 30 km jeszcze nie przejechałem, ale w końcu decyduję już wracać odbijając na zachód i potem na południe.
Moczydło to wieś wyraźnie poniemiecka, centralnym punktem jest sklep w dużym starym budynku, koło którego źle skręcam i przez to jadę o wiele bardziej na zachód niż planowałem. Orientuję się po paru kilometrach że coś nie pasuje, ale rozmiary tej pomyłki widzę dopiero po wyjechaniu z lasu na drogę w wsi Danków, której odwiedzać wcale nie planowałem. Na szczęście zgubienie drogi na wycieczce rowerowej nie jest problemem - najwyżej zwiedzę co innego niż zamierzałem. Oglądam we wsi budynki starego folwarku i kieruję się na południe aby wrócić do planowanej trasy.
Następne 20 km to przyjemna droga przez las, trakty nie są zapiaszczone a po niedawnych deszczach zostało nawet sporo błota, które tylko w kilku miejscach utrudnia jazdę. We wsi Zdroisko mijam ogrodzone murem osiedle i wyjeżdżam na drogę nr 22. Przejeżdżam rzeczkę Santoczna łączącą jeziora koło których jechałem wcześniej i po następnych paru kilometrach docieram z powrotem do samochodu, jak na całodzienną trasę dosyć wcześnie bo przed 18-tą. Na drodze powrotnej do Poznania masa autostopowiczów wracających z Przystanku Woodstock z Kostrzyna. Ruch samochodów też duży, przed Pniewami nawet korek do świateł na skrzyżowaniu z dwójką który omijam jadąc przez miejscowość. Trochę żałuję że nie zaplanowałem weekendowej trasy rowerowej tak aby zajechać także na Przystanek (to chyba podobno już ostatni) - tak zrobiłem rok temu i był to doskonale spędzony dzień.