Powrót do listy tras


Przy jeziorze Białokoskim



Słońce daje ostro



Myśliwi czatują



Krzaki + oziminy



Stawy przy Nw.Młynie



Droga na Kurnatowice



Prusim



Pogoda na latanie



Chalin gęsiami stoi



Jezioro Jaroszewskie


Sierakowski Park Krajobrazowy

Od kilku dni temperatury w nocy poniżej zera, a dziś od rana bezchmurne niebo. Głowa trochę ciężka po wczorajszym fuksie naszych piłkarzy z Kazachstanem (3:1, ale 0:1 do 56 minuty w której... zgasło światło na stadionie). Mimo to silne postanowienie podnosi mnie z łóżka, pakuję zestaw standardowy i ruszam na zachód. Dziś krótki wypad po "starych śmieciach" - wiele razy już wytrasowanych okolicach na południe od Sierakowa.

Zostawiam samochód przy drodze brukowanej za Białokoszem i jadę, z początku kiepsko mi idzie bo zimno, ale gdy wyjeżdżam z lasu na pola przed Luboszem, humor mi się poprawia. Jadę w krótkasach +podwójne szorty a na górę 2x koszulka + softszell choć w plecaku długasy i bluza zabrane. W słuchawkach nowy rowerowy zestaw muzyczny: sporo fado / morny , trochę polskiego rocka, Molotov i IAmX a doprawione Dead Kennedy'sami. Moja empetrójka jednak grymasi i wyłącza się co parenaście minut. Bateria ok, myślę - też jej zimno, pakuję pod ciuchy i dalej gra bez problemów. W Luboszu z powrotem na północ asfaltem na Niemierzewo, potem w lewo i wyrabiam się wśród pól do osady Pólko. Tutaj podgórkowo lasem, mijam leśniczówkę i dalej słabą drogą leśną wzdłuż stawów.

Droga się kończy, przede mną pole więc schodzę po stoku do wody ale tam też ścieżki brak. Następne paręnaście minut to chaszczowanie aż docieram do zabudowań przy stawach rybnych - woda i drogi zupełnie inaczej niż na mapie. Ostry podjazd doprowadza mnie do przydrożnego krzyża przy pomnikowym drzewie. Nie chcę jechać asfaltem bo starałem się tak rozplanować trasę, aby jak najwięcej było nie jechanych wcześniej odcinków, więc polnymi drogami przebijam się na zachód. Kawałek asfaltu koło Kurnatowic, piękny widok ze wzgórza i przez las docieram do drogi krajowej nr 24. Na szczęście tylko kawałek zanim z powrotem na pólnocny zachód - długim zjazdem do Prusimia.

We wsi sklepy nieczynne a mnie pragnienie dręczy - zrobiło się całkiem ciepło a na liczniku już 34 km. Nie zatrzymuję się na plaży nad jeziorem (szkoda) tylko jadę dalej na Chalin. Za chwilę widzę motoszybowiec lądujący na pasie startowym na prawo ode mnie - przez ten pas jechałem chyba ze trzy lata temu. Przed Chalinem o mało co nie zjeżdżam w złą drogę, zjazd jest tak ostry że mam problemy z hamowaniem - najwyższa pora na regulację hamulców bo już prawie nie trzymają. W osadzie dworek z jakimś ośrodkiem czegośtam, jadę w dół przesmykiem pomiędzy jeziorem Śremskim (polecam) a jez. Małym nowym asfaltem którego nie ma na mapie. Od jeziora ostry podjazd do drogi i osady Śrem, położonej na wzniesieniu z którego świetne widoki na wschód. Wcześniej w Chalinie odmówił posłuszeństwa aparat - baterie siadły więc z ostatniej 1/3 trasy tylko 3 zdjęcia a szkoda bo to pejzażowe odcinki.

Mocno w dół do wsi Góra, mijam po drodze dwa spore przedsiębiorstwa, we wsi za żółtym szlakiem rowerowym w prawo. Docieram do skarpy za którą w dole jezioro Jaroszewskie i ośrodki na jego przeciwległym brzegu. Na polach obok pomidory gruntowe, chyba na zmarnowanie bo część już gnije a inne jeszcze zielone. Biorę kilka co lepszych, spróbuję czy jadalne. Droga polna idzie w lewo ja jednak chciałbym prawym brzegiem jeziora więc miedzą prowadzę rower spory kawałek do nastepnej polnej drogi. Dół-góra i jestem na świeżo wyremontowanej drodze asfaltowej do Sierakowa, ale zaraz skręcam do wsi Grobia. Jadę prosto jak strzelił na Lutomek, zmęczenie zaczyna dawać mi się we znaki a do samochodu jeszcze z 10 km. Po prawej za drzewami w rynnie jezioro Lutomskie, jego brzegiem idzie ciekawy czerwony szlak, jednak raczej nie dla rowerów bo pełno na nim poprzewracanych drzew i więcej się niesie rower niż jedzie - to wspomnienia z dawnej trasy po tych terenach nie pamiętam 3 czy 4 lata temu...

W Lutomku już dwa razy zostawiałem samochód na trasie, mijam sklep GS i jadę polami na Łężce. Kolejny zjazd do doliny i podjazd, docieram do budynków dawnej gorzelni - w środku błyska ogień na jakimś palenisku czy w otwartym piecu, cała okolica zadymiona, ciekawe co tam kombinują. W Łężcach mam chwilowe problemy orientacyjne, nie wiem czy to zmęczenie czy mapa niedokładna, ale szcześliwie wyjeżdżam właściwą drogą na ostatni odcinek z powrotem do jeziora Białokoskiego. Docieram do samochodu o 16:30 - wcześnie, ale to zasługa praktycznie ciągłej jazdy - stawałem tylko na fotki najczęściej bez schodzenia z roweru. Powrót do Poznania tą samą trasą bez przygód.