Powrót do listy tras


Trochę śniegu jest



Jezioro Budziszewskie



Wokoło żywego ducha



Domki letniskowe



Most na Małej Wełnie



Leśniczówka



Na drugim moście



Ruiny ośrodka


Skoki - Rogoźno

Cały początek 2008 roku, a właściwie już od świąt, pogoda zupełnie nie zimowa. Ani razu chyba temperatura nie spadła poniżej zera, deszcze zamiast śniegu Tydzień temu było trochę słońca - i prawie dziesięć stopni na plusie. Od piątku wreszcie mrozy i lekko przyprószył śnieg - całe cztery milimetry może napadało. Obmyślam trasę, waham się chwilę czy nie jechać na południe koło Zaniemyśla, ale ponieważ nie mam mapy tamtych okolic, wybieram trasę wzdłuż Małej Wełny i jezior.

Wyjeżdżam z Poznania na północ i już za Murowaną Gośliną zaczynam się denerwować, bo wokoło śniegu coraz mniej a na moim kierunku jak na złość chmury - musiałem wybrać jedyny kierunek gdzie nie napadało i nie świeci słońce. Na zmianę trasy już jednak za póżno, okazało się że warunki nie były takie złe - przez prawie 2/3 trasy słoneczko przygrzewało a w lasach przyjemnie białawo. W Skokach skręcam w boczną drogę, przejeżdżam most nad rzeczką i zaraz w prawo parkuję przy lesie.

Gdy ruszam w trasę mija mnie terenówka i za jej śladami na śniegu jadę powoli lasem na zachód. Po chwili widzę linki z fladrami, myślę sobie: aha, polowanie ! Mam niebieską kurtkę więc na dzika ani wilka nie wyglądam, krecę więc dalej mijając zaczajonego w krzakach jeep'a. Zjedżdżam w dół aż docieram do początku jeziora Budziszewskiego. Fotografuję resztki pomostu, jadę chwilę wzdłuż brzegu mijając domki położone na skarpie wśród lasu. Po chwili muszę jednak skręcić bo poziom wody w jeziorze jest bardzo wysoki i ścieżka wędkarska jest w wielu miejscach zalana, a na powierzchni tylko cienka warstwa lodu. Następne dwa kilometry jadę to zbliżając się do jeziora to oddalając, w kilku miejscach prowadzę rower przez krzaki aby dotrzeć do ścieżki. W końcu kieruję się do szerszej drogi leśnej idącej równolegle do brzegu i nią jadę do następnego ośrodka wypoczynkowego.

Za ośrodkiem rozpoczyna się strefa domków letniskowych, porozrzucanych w lesie wzdłuż brzegu - zjeżdżam nad wodę i przystaję na chwilę. Czuję się jak ostatni człowiek na ziemi w jakimś filmie katastroficznym, bo wokół nie ma żywego ducha, żadne ślady nie przecinają też śniegu leżącego na ziemi. Jadę samą plażą spory kawałek, podziwiając drewniane domki - każdy z nich innego kształtu. Po chwili z trzcin przede mną zrywa sie duże stado kaczek - chyba ze 100 sztuk. Przy końcu jeziora chaszczuję w wąwozie wzdłuż strumienia aż docieram do drogi i mostu na Małej Wełnie gdzie mijam dwóch miejscowych rowerzystów.

Jadę teraz po drugiej stronie rzeczki, mijam zabitą dechami leśniczówkę i szerokim traktem docieram do nastepnego mostu gdzie wracam na północną stronę. Po 2 km lasem dojeżdżam do położonych na półwyspie w "kolanie" jeziora Rogoźno ruin ośrodka wypoczynkowego. Przy wjeździe na teren mijam znak z sylwetką człowieka trzymającego karabin - to idealny teren do paintball'a. Na parkingu stoi jakaś furgonetka, w okolicy jednak nikogo nie widać. Zwiedzam ruiny i jadę dalej wąską asfaltową drogą. Wyjeżdżam z lasu i docieram do szerszej drogi asfaltowej do Rogoźna. Nią mozolnie do miasta, przecinam drogę 195 idącą do Wągrowca i jadę koło nowo budowanego hotelu i betoniarni na wieś Cieśle.

Za wsią most na Wełnie, jadę wzdłuż rzeki polną drogą mijając chałupy porozrzucane w podmokłej dolinie. Asfaltową drogą skręcam w prawo na Pruśce, widzę jakiegoś dużego ptaka pomiędzy drzewami ale bliżej nie udało mi się go podejść. Druga połowa trasy jest znacznie mniej ciekawa niż początek, ale Tito Paris wyśpiewuje w słuchawkach portugalskie rytmy więc kręcę zażarcie dalej.

W Pruścach kawałek drogą 195 (duży na niej ruch), potem asfaltem wśród pól na południowy-wschód do skrzyżowania przy ruinach folwarku. Po lewej ręce ciągnie się w zagłębieniu jezioro Starskie, ale z drogi go nie widać. Jadę dalej gruntowymi, wyboistymi drogami na Lechlin. We wsi odpicowany pałacyk, otoczony wysokim murem, za którym rozpadające się budynki PGR'u. Nie robię zdjęcia bo nad murem widać zaledwie dachy, kontrast pomiędzy zabudowaniami wokół jest naprawdę duży. Mijam ładny kościół i niedokończoną budowę szkoły i już po parunastu minutach jestem z powrotem przy samochodzie - jechałem praktycznie bez przerw więc jest całkiem wcześnie, 14:30. Wracając przejeżdżam przez centrum Skoków, ładnie położone na wzgórzu wśród jezior.