Powrót do listy tras


Nowy transporter rowerów



Droga na zachód



Pałacyk w Zalesiu



Postój na regenerację



Na granicy



Most przyjaźni polsko-niemieckiej



Przystań przemytniczego promu



Kościół w Nowym Warpnie



Centrum osady



Łaki nad zalewem szczecińskim



Tereny bagienne



Przerzutka jeszcze się trzyma



Szumne plany tras rowerowych w okolicy Szczecina

Trasa po Puszczy Wkrzańskiej

Pierwsza wiosenna trasa, daleko od Poznania bo za Szczecinem, gdzie w piątkowy ranek miałem spotkanie z potencjalnym klientem z branży budowlanej. Dojazd poszedł mi całkiem sprawnie, mimo że wystartowałem dopiero wpół do ósmej, chwilę po dziesiątej jestem w Szczecinie, bez problemów znajduję siedzibę gospodarzy i w dwie godziny omawiamy sprawy biznesowe. Przejeżdżam przez centrum miasta i później pomyłkowo dzielnicą stoczniową i przez Police kieruję się na miejsce startu trasy rowerowej i parkuję samochód w lesie.

Na pierwszym zdjęciu widać Toyotę - bo nie ma już Peugeota ! Służył wiernie, ale w piątek 22 lutego wracając z Mrągowa miałem na drodze nr 15 za Ostródą poważną czołówkę, w której na szczęście nikt mocno nie ucierpiał. Peugeot ze zdefasonowanym przodem postał miesiąc na parkingu w Ostródzie bo doznał "szkody całkowitej" i pod koniec marca sprzedałem go przez Allegro handlarzowi z Bielska-Białej. W czasie moich trzech wyjazdów na Mazury pogoda była fatalna, więc nawet nie myślałem o zaplanowaniu trasy rowerowej. Nagły atak zimy podczas ostatniego z tych wyjazdów sprawił, że zamienił się w ciekawą trasę. Najpierw w nocy po zaśnieżonych i oblodzonych drogach, a póżniej słoneczny powrót już jak inną porą roku, przejechałem na zachód od Grudziądza kawałek borów tucholskich drogą nr 272 o nawierzchni gruntowej przecinając znienacka w środku lasu budowę autostrady A1. Nowy Yaris kupiony na firmę sprawdza się doskonale i po złożeniu tylnych siedzeń jest wprost stworzony do transportu rowerów.

Koło Szczecina pogoda kiepskawa, ale nie pada, jest za to chłodno, jakieś 7 stopni. Chowam garnitur na wieszak i przebieram się w dres + softshell, później na trasie pożałowałem braku jakiejś lekkiej czapki. Startuję asfaltową drogą na zachód wśród ładnego sosnowo-bukowego lasu. Mijam wieżę obserwacyjną i na skrzyżowaniu jadę w lewo do osady Zalesie z okazałą siedzibą nadleśnictwa. Na południe są mokradła i rezerwat wokół jeziora Świdwie, planowałem je okrążyć, ale ponieważ jest już 15:00, skracam trasę i jadę prosto na zachód przyjemną drogą leśną po podmokłym terenie. Po paru kilometrach wyjeżdżam na prostopadłą wąską drogę asfaltową, którą na północ z powrotem do drogi numer 115. Przy skrzyżowaniu są ruiny sporego budynku a opodal strzelnica i drogowskazy że granica państwa za 500 m.

Chwilę się zastanawiam czy nie jechać przez Niemcy, ale obawiam się problemów z powrotem do Polski dalej na północ - granica idzie tam rzeczką wypływającą z jeziora Myśliborskiego. Odbijam na północny zachód wąskim asfaltem i jadę 4 km ładnym lasem aż zatrzymuję się na postój i uzupełniam kalorie dwiema kanapkami zabranymi z Poznania - to mój jedyny posiłek tego dnia oprócz małego śniadania. Jadę niespiesznie, bo kaseta w tylnej przerzutce szwankuje - cały mechanizm jest już mocno zużyty. Za następnym skrzyżowaniem odbijam w gruntową drogę koło jezior Myśliborskich i kieruję sie wzdłuż granicy. Po chwili dojeżdżam do łąki na której widać słupki graniczne i pomiędzy nimi dwumetrowej szerokości strugę.

Wzdłuż granicy pas kiedyś-tam zaoranej ziemi i niewyraźna droga - jadę nią chwilę aż wyjeżdżam na łąki. Tutaj już ciężej bo mokro, prowadzę rower mozolnie, co pareset metrów widać stare ambony, pogranicznicy z nich lornetowali czy co ? Z zarośli przy drodze podnoszą się sarny i uciekają - tego dnia widziałem cała masę zwierząt, więcej niż na jakiejkolwiek innej trasie. Powoli jadę do widocznego w oddali pagórka, nad rzeczką mostek i znaki trasy rowerowej. Przechodzę na niemiecką stronę ale za chwilę wracam i bardzo przyjemną drogą starym nasypem kolejowym docieram do drogi asfaltowej i skrzyżowania gdzie zaczyna się Nowe Warpno.

Osada wyraźnie podupadła gdy skończyły się dochody z przemytu, a może to tylko martwy sezon. Jadę wyboistą drogą mijając zaniedbane budynki i kilka niedokończonych inwestycji. Na końcu półwyspu duży kościół i na małym rynku "mini-ratusz" z pruskiego muru. Sprawdzam godzinę - jest już po 17'tej, Na przystani wypijam butelkę wody i ruszam w powrotną drogę. Aby nie wracać tą samą trasą, zamiast jechać asafaltem odbijam prosto na wschód w kierunku zalewu szczecińskiego. Okazuje się to pechowym wyborem, po minięciu złomowiska skręcam nieco w prawo i bardzo niewyraźną drogą usiłuję jechać przez podmokły teren. Męczę sie z błotem, na szczęście po chwili docieram do lepszej drogi i przecinam łąki. Dobrą drogą wzdłuż granicy lasu jadę po betonowych płytach aż do większego kanału odwadniającego. Zastanawiam się czy nie jechać brzegiem zalewu, ale obawiam się że będzie tam bagniście - na mapie nie ma tam drogi. Skręcam więc w las i to była niestety kolejna zła decyzja. Po parunastu minutach przebijania się zarośniętą drogą najeżdżam tak pechowo na kawałek kija że wkręca się w przerzutkę i siłą rozpędu wygina prowadnicę o 180 stopni!

Awaria roweru ponad 20 km w prostej linii od samochodu to nie przelewki, zwłaszcza że jestem umówiony z kolegami którzy jadą z Poznania do Miedzyzdrojów - planowałem tam dotrzeć przed 20:00. Doginam przerzutkę z powrotem, ale sprawa jest niewesoła - mocowanie przerzutki jest pęknięte i ledwo się trzyma. Prowizoryczna naprawa nie wytrzyma wiele, więc najpierw prowadzę rower około kilometra aż wychodzę na drogę nr 115 z Nowego Warpna do Polic. Ustawiam ostrożnie uszkodzoną przerzutkę i sukces ! Da się jechać. W stylu emeryta 16 km/h sunę dostojnie przez Warnołękę, nie ma czasu na zwiedzanie plaży. Na szczęście droga jest płaska, bo pod górę mocowanie by raczej nie wytrzymało. Ładną drogą powoli jadę dalej przez wieś Brzózki (paskudny bruk), za którą muszę odbić w prawo i przeciąć las bo do Polic to nie mój kierunek.

Nie mogę znaleźć czerwonego szlaku - idzie inaczej niż na mapie, ale przecinką leśną powoli jadę na południe, prowadząc rower gdy jest pod górę. Możliwa jest tylko "ręczna" regulacja położenia zębatek (tzn. z zejściem z roweru) i kręcąc wściekle na dużym przełożeniu jadę przez las już nieźle zmachany. Nagle moją drogę przecina ok dziesięciu stworzeń wielkości konia, nie zdążyłem ich sfotografować bo przemknęły szybko ale zdecydowanie za duże na jelenie - czy żyją tu żubry ? Nadal nie wiem co to było...łosie, tzn raczej klępy bo poroża nie widziałem ?

Po paru kilometrach przecinam następną drogę asfaltową i zastanawiam się czy nie nadłożyć tak aby cały czas jechać asfaltem. To prawie dwa razy dalej a jest już późno - zachodzi słońce, jak na złość dopiero teraz niebo się przejaśniło choć wcześniej było całkowicie zachmurzone. Odbijam w lewo w leśną przecinkę i niewyraźną drogą zjeżdżam pomiędzy jeziorami. Nagle następuje ostateczna katastrofa - łamie się w końcu mocowanie przerzutki która dynda na łańcuchu uniemożliwiając jazdę. Nie mam przy sobie narzędzi aby ją całkiem zdemontować i jechać na "ostrym kole", zresztą wątpliwe czy dałoby się tak ustawić łańcuch. Prowadzę rower zmęczony i wściekły, choć w sumie naprawa wytrzymała 2/3 dystansu do samochodu. Próbuję podbiegu ale to za duża strata energii, teren jest pagórkowaty. Po chwili widzę w oddali jelenia przy dużym paśniku, za moment 50 m ode mnie drogę przecina duży dzik, zaraz po nim drugi. Mają akurat przy mojej trasie doskonałe błotko i niskie iglaki, mam lekkiego cykora bo tylko tego brakuje aby dzik wyskoczył z krzaków i pogonił mnie po lesie.

Idę dalej i po chwili docieram do szerokiego traktu leśnego ze śladami asfaltu, gdzie dochodzi czerwony szlak. Tam gdzie droga idzie choćby lekko w dół używam roweru jako hulajnogi - w ten sposób poruszam się z zawrotną szybkością 12 km/h zamiast 7 km/h idąc. Przede mą skrzyżowanie i piękna nowa droga asfaltowa, tablica jak zazwyczaj przypisuje jej powstanie "dobrodziejce" unii europejskiej. Szlag mnie trafia bo to doskonała droga rowerowa, a ja drałuję pieszo/stylem hulajnogi. Tak posuwam się 5 km, wychodzę na drogę przy której mam samochód, nastepne 2 km i już po ciemku docieram do wozu o 21:20. Zdzwaniam się z kumplami, którzy już dawno dotarli do hotelu w Międzyzdrojach. Przebieram się i jadę przez Szczecin i Goleniów nad morze gdzie przez resztę weekendu wspólnie poddajemy nasze wątroby trudnym testom.