Powrót do listy tras


Łąki na początku trasy


Rzeczka Barycz


Na grobli przez stawy Jamnik


W lesie bagniście


Postój na miejscowy specjał


Krajowa "piętnastka"


Kościół Łaski w Miliczu


Na drodze do Sułowa


Rynek w Sułowie


Pałac w Sułowie


Staw Duża Grabówka


Yaris jeszcze stoi

Trasa wokół stawów i lasów Milicza

Koniec kwietnia i wreszcie przyszła wiosna. Minął rok od kiedy zacząłem opisywać trasy, a na liście tylko 16 pozycji - to słaby wynik. Na szczęście zbliża się długi majowy weekend, trzeba nadrobić zaległości. Kupiłem mapy 1:100 000 brakujących części południowo-zachodniej Polski i teraz do linii Gdańsk-Gliwice mam już komplet. Planuję więc trasy na południe - na pierwszy ogień idą okolice Milicza, jakieś 120 km od Poznania. Od 3 dni pogoda doskonała, drzewa puściły liście, od rana w niedzielny poranek słońce, więc pakuję się do Yarisa. Rower odebrałem wczoraj z remontu - nowy hak, kaseta i tylna przerzutka wytestowane na krótkiej trasie niedaleko domu. Przed dzisiejszym wyjazdem niemiła niespodzianka, przebita tylna dętka. Nie mam już zapasu, kleję ją i wstępuję do marketu po nową i zestaw naprawczy. Składam sprzęt do kupy i bardzo sprawnie jadę przez Śrem i Gostyń, potem lokalnymi drogami przez Miejską Górkę do miejsca startu w lesie przy drodze nr 439 - godzina dojazdu 12:30.

Wiosna to nie tylko sama radość, bo przy wypakowywaniu roweru tną mnie gęsto komarinios - okolica bagnista więc się już wyroiły. Początek trasy nieciekawy, wyboista droga w mieszanym zachaszczowanym lesie, docieram do rozległych podmokłych łąk, wchodzę na ambonę i chwilę oglądam ptaki w oddali. Cofam nieco na południowy-zachód i dojeżdżam do obwałowanego kanału, którym płynie na zachód Barycz. Wzdłuż wału idzie droga, kręcę nią parę kilometrów w upale, po lewej mijam nowy staw którego na mapie nie ma. Wjazd do wsi Ruda Żmigrodzka, nad kanałem kilkunastu wędkarzy a we wsi skręt na prawo na most nad Baryczą, nową drogą niedawno wyasfaltowaną.

Jadę wzdłuż stawów, które zapoczątkowali w tych okolicach cystersi chyba już w XIII w, na mapie mam szlak idący w lewo groblą ale na wjeździe tabliczki z zakazami wstępu. Myślę chwilę ale jechać dookoła nie mam ochoty, kieruję się więc na wąską groblę idącą pomiędzy stawami. Powoli jadę starając się nie płoszyć zbyt mocno ptaków zalegających w trzcinach po obu stronach. Nagle z zarośli wyskakuje młoda sarna i ucieka, przystaję na chwilę aby jej nie straszyć i pstrykam zdjęcia ptaków. Grobla kończy się na południowej stronie stawów przy Wsi Książecej, ładnej osadzie gdzie widać pozostałości po linii kolejki wąskotorowej. Dalej na wschód wjeżdżam w główny obszar lasów milickich, z poczatku nieciekawą szeroką zapiaszczoną drogą wśród młodego sosnowego lasu.

Nudę postanawiam urozmaicić odbijając na prawo, bardzo niewyraźną przecinką przez chaszcze kilkaset metrów. Potem na przemian prowadzę rower i jadę przez podmokłe tereny, za to las znacznie ładniejszy. Płoszę dużego jelenia przy przenoszeniu roweru przez pień zwalonego drzewa, i w końcu wychodzę na porządny trakt na wschód, i kilka chwil później docieram do drogi asfaltowej. Słońce schowało się za chmurami, ubieram więc podwójną koszulkę i jadę wygodną drogą do wsi Gruszeczka. Moja trasa odbija tu w prawo drogą ze znakiem ostrzegającym o wybojach, najpierw jednak pytam miejscowych o sklep i zajeżdżam uzupełnić zapasy - litr wody zabrany na początku już wypiłem. Sklep właśnie zamykają, kupuję browara na później, wcinam batonika i jadę dalej doładowując się nową płytą Lao Cze "Gospel". Mimo wertepów przyjemnie się śmiga, ale przegapiłem skręt w leśną drogę w prawo, jadę więc trochę inaczej niż planowałem skrajem pól przy osadzie Pracze.

Za osadą zmienia się las, teraz jest mieszany z przewagą buków, teren też bardziej pofałdowany, a droga tak piaszczysta że znów szukam "wariantów" po prawej stronie i mozolnie kręcę dalej. Góra-dół, góra-dół, patrzę za przecięciem ze szlakami czerwonym i zielonym ale nigdzie go nie widać. Na całej. trasie co chwila mijałem znaki szlaków, głównie rowerowych, ale tych wyrysowanych na mapie nie ma w rzeczywistości - widać sporo się pozmieniało. Odpoczywam chwilę przy skrzyżowaniu dróg, już mocno zmęczony choć to ledwo 40% trasy ! Jadę dalej aż wreszcie wychodzę na odkrytą przestrzeń - mała osada leśna a za nią droga krajowa nr 15. Obok wiata i ławki przy grillu, zasiadam na dowiezionego browara "Książ", który smakuje wybornie. Przeglądam mapę myśląc o dalszej trasie bo już 16:10 a ja jeszcze nie jestem w najdalszym punkcie, ale odpycham pokusę skrócenia drogi.

Ruszam w dalszą drogę, na krajówce mimo niedzieli jest spory ruch a jezdnia wąska. Taka jazda to nie mój ideał, ale za to droga idzie łagodnie w dół i śmigam pełną prędkością łagodnymi łukami. To wyjaśnia zmęczenie na poprzednim odcinku - po prostu zarobiłem sto kilkanaście metrów przewyższenia które teraz odrabiam na zjeździe do samego Milicza. Na wjeździe do miasta witają drewniane figury i ścieżka rowerowa wzdłuż drogi. W centrum fotografuję kościół z pruskiego muru i okrążam centrum miasta wśród niskiej zabudowy. Dalsza droga wiedzie przez blokowiska, które nie robią jednak ponurego wrażenia bo projektanci odjechali z kolorami - pstrokacizna aż miło. Mijam położony wśród lasu ośrodek zdrowia i szeroką drogą jadę wzdłuż Baryczy. Przed osadą Karuszki mija mnie kilku quadowców - hałasują, pylą i drogę zapiaszczają ale co można zrobić.

Wygodną drogą za znakami niebieskiego szlaku rowerowego jadę na Sułów. Docieram do asfaltu przy nieczynnej stacyjce kolejki wąskotorowej, przejeżdżam przez most na rzeczce i zatrzymuję się na odpicowanym rynku. Dokupuję płynów i batoników regeneracyjnych, miejscowość jest bardzo ładna, w zaniedbanym parku widać dawny pałac, są też dwa charakterystyczne kościoły z pruskiego muru. Przy drugim z nich odbijam w lewo i pustą szosą wysadzaną drzewami jadę w kierunku następnej grupy stawów. Za lasem pierwszy z nich, ale woda teraz spuszczona. W miejscowości Ruda Sułowska mijam dwie amazonki na srokatych koniach i ośrodek wędkarski w którym trwa biesiada. Dalej bardzo widokową drogą wzdłuż stawu Duża Grabówka, żaby rechoczą, łąbędzie pływają, po prostu sielanka.

Za wsią Grabówka odbijam z asfaltu i kawałek przecinam przez las do głównej drogi Milicz-Żmigród. Na kilku kilometrach droga idzie wąskim przesmykiem pomiędzy stawami, ale widoki nieciekawe - po obu stronach kilkadziesiąt metrów lasu więc wody nie widać. "Słońce chyli się ku zachodowi - i ja go rozumiem", późno już i od siodełka dupa mnie boli wybitnie, ale kręcę wytrwale przez ostatnią wieś Radziądz z PGRybnym, chwila niepokoju czy samochód nadal stoi i pakuję manatki z powrotem.