Druga trasa na południe od Poznania, uzupełnienie poprzedniej w okolicach Milicza, tym razem na wschód od miasta. Trasa rekreacyjna, dziś jadę z Bartasem dla którego jest to pierwsza wycieczka w tym sezonie. Praktycznie całość jechaliśmy drogami asfaltowymi w tym spory odcinek drogą wojewódzką 448, czyli bez trudności, za to połączona z oglądaniem pozostałości po licznych w tej okolicy dworkach i pałacach.
Sypiemy Stilo Bartasa przez Jarocin i Krotoszyn, około 12:00 wyładowujemy się w lesie mniej więcej 10 km do Milicza. Pogoda piękna, 20 st.C, na niebie parę cumulusów ale słońce świeci ostro. Zaczynamy wygodną drogą w dół do wsi Nowy Zamek, kupujemy napoje w sklepie i skręcamy w lewo do mostu na Baryczy. Za mostem zaczyna się największe skupisko stawów rybnych w rezerwacie Stawy Milickie, jedziemy groblą pomiędzy nimi około 3 km mijając licznych rowerzystów. Za stawem osada z gospodarstwem rybnym, skręcamy w prawo i przez wieś Sławoszowice dojeżdżamy do Milicza. Przy wjeździe widać ciekawostkę - ślady po wąskotorówce idącej tunelem pod linią kolejową.
W Miliczu byłem już dwa tygodnie temu, dziś powtórka bo poprzednio nie doczytałem, że w tym mieście jest pałac i park z ruinami zamku. Taka wpadka planistyczna musi zostać nadrobiona, wjeżdżamy na całkiem nieźle odnowiony rynek i kupujemy po Piaście. Przecinamy drogę nr 15 przy moście i zagłębiamy się w park. Park jest w stylu wybitnie angielskim - na początku chaszcze i wysypany gruz, dojeżdżamy do wyasfaltowanego boiska i za nim widać dziedziniec pałacu. Nie robi powalającego wrażenia, razi zwłaszcza blaszana kopuła. Mieści się w budynku jakaś szkoła leśna i dostawiono po bokach nieestetyczne zabudowania gospodarcze. Obok ruiny zamku, czytamy tablice objaśniające i objeżdżamy pałac z drugiej strony. Zasiadamy na ławce aby zrobić browar, wejście od tej strony zakratowane a w parku naśmiecone - niebo a ziemia w porównaniu do pałacu w Mierzęcinie gdzie byłem tydzień temu.
Wyjeżdżamy z Milicza boczną drogą koło boiska i betoniarni, zaczyna padać ciepły letni deszcz, ale to tylko pojedyncza chmura która zaraz przechodzi. Łagodnym podjazdem wśród lasu i pól przez osadę Wałkowo, potem zjazd do wsi Wąbnice. Dalej krótki odcinek bez asfaltu szlakiem rowerowym i docieramy do Krośnic. Na wzgórzu postkomunistyczne bloki, ale nieźle odnowione, zjazd do centrum i tutaj podziwiamy sanatorium, nowy ośrodek sportowy z kortami i obok świeżo odmalowany dworek w zadbanym parku. Wyjeżdżamy na drogę wojewódzką nr 448, którą będziemy jechać aż do Goszcza, gdzie czeka następny zespół pałacowy. W Krośnicach i w innych wsiach na trasie wszędzie spotykamy pełno komunistów, niedzielnie ubrani ludzie zjeżdżają się na imprezy rodzinne.
Na równej jak stół drodze bardzo niewielki ruch, mijamy linię kolejową we wsi Police, dalej między stawami powoli kręcimy na południowy-wschód. W każdej wsi solidne stare ceglane domy, okolica też widokowa - podjeżdzamy na wzgórze z którego dobre widoki na dolinę i łagodnym zjazdem do Goszcza. Przed miejcowością widać tablicę reklamową fabryki mebli "Bodzio", stajemy w centrum i naszym oczom ukazuje się zrujnowana fasada pałacu. Objeżdżamy teren zdegustowani, wielki pałac jest kompletnie zdewastowany - widać że w czasach komuny był zamieniony na PGR. Główne skrzydło zawalone, w dodatku otoczone betonowym płotem, nie wiadomo po co bo śladów żadnych prób remontu nie widać. W oficynach mieszkają ludzie, te lepiej utrzymane ale całość robi przygnębiające wrażenie.
Mieliśmy nadzieję coś zjeść, ale żadnej knajpy nie ma, wykręcamy więc koło kościoła (jedyny ładnie utrzymany budynek) na wschód. Za zakrętem naszym oczom ukazuję się imponujący widok - fabryka mebli "Bodzio", a obok niej wprost cudowne dwie wielkie wille - jak sądzimy siedziby samego Bodzia i jego rodziny. Nabijamy się z nazwy firmy, ale przede wszystkim z pokracznej architektury tych "dworków" - jeden w stylu wczesnego disnejlendu a drugi z kolumnadą frontową kompletnie bez proporcji z resztą budowli. Śmiech śmiechem, ale interes musi iść dobrze - na parkingu stoi ze sto ciężarówek ze znakiem firmowym, hale produkcyjne też robia wrażenie wielkością. Aż szkoda że właściciel nie włożył części zysków w odrestaurowanie pobliskiego pałacu, ale pewnie sprawa nie byłaby wcale tak prosta jakby się chciało.
Wśród młodego lasu podjeżdżamy na wzgórze, kierownik zostaje w tyle i skręcam na krótki postój. Oglądamy mapę i planujemy powrotną trasę. Na początek wieś Domasławice, 2 km za nią siedziba konkurencyjnego potentata meblowego - firmy Gawin. Nie chce nam się jechać porównywać, w sklepie uzupełniamy zapasy i wśród pól rzepaku śmigamy w dolinę do następnej większej wsi Cieszyn. Dalej widokowo bardzo dobrym asfaltem przez las do Konradowa, za wsią przysiadamy i konsumujemy browara + batoniki. Za nami rozległy widok na "Bodziolandię", komplementujemy jakość dróg i wiejskich zabudowań. Za następną wsią robi się gorzej - nawierzchnia wyboista bo ledwo przykryty cienkim asfaltem bruk.
Jesteśmy już trochę zmachani i mozolnie kręcimy przez Starą Hutę do wsi Milickie-Wielgie. Ze stawu obok skrzyżowania spuszczono wodę, ale na naszej trasie przyjemna niespodzianka - nowa droga asfaltowa pomiędzy stawami która nie widnieje na mapie. Widokowo po grobli i dalej bez przygód przez osadę Potasznia za którą skręcamy na północ, przejeżdżamy Barycz i przez Gądkowice sprawnie suniemy do samochodu, przy którym jesteśmy około 19:00.
Ogółem trasa nieco monotonna ale przyjemna, trudno dokładnie określić odległość, na pewno ponad 70 km, mogło być nawet i 80. Idealnym połączeniem tej i poprzedniej byłaby trasa pośrodku obszaru - łaczyłaby najciekawsze tereny w wielokącie Milicz - Sułów - Grabówka - Ksiażęca Wieś - Krośnice.