Wyczerpująca trasa. Rower wyjąłem z samochodu koło 12:30 a wróciłem z powrotem do wozu już po zachodzie słońca, o 21:15. Gdybym miał planować jeszcze raz, to bezwzględnie rozbiłbym całość na dwie trasy - jedną do mostów kolejowych na wysokości Pruszcza, a drugą stamtąd aż do Tucholi na północ. A tak nie obejrzałem głównych atrakcji turystycznych na zachodnim brzegu zalewu i samej zapory. Swoje dołożyło także kilkakrotne chaszczowanie, szukanie mostków nad strumieniami i przeprawa - na końcu prułem już na resztce baterii z powrotem.
Wyjechałem dosyć późno, bo po 10-tej, ale sprawnie dojechałem do Bydgoszczy 5-ką i póżniej na północ drogą nr 25 do skrętu w drogę 244 - dokładnie 145 km od garażu. Ruch na drodze spory, widać niedzielni piknikowicze ciągną z Bydgoszczy nad zalew. Zostawiam samochód na przecince leśnej i jadę na wschód niecały kilometr, przede mną pierwsze z jezior - małe częściowo pozarastane oczko. Wzdłuż brzegu jadę ścieżką, mijam zaparkowane samochody i docieram do właściwego ciągu jezior. Przy brzegu kilkoro emerytów na leżakach, są wędkarze a na wodzie manewruje żaglówka. Pogoda dobra, są chmury ale zajmują najwyżej pół nieba.
Zółtym szlakiem jadę przy samym brzegu dookoła zatoki, mijam dwóch wyekwipowanych w najnowsze bajery cyklistów i bardzo wygodnie i widokowo podążam dalej. Teren pofałdowany, po prawej ręce mniejsze jeziorka a na drugim brzegu widać ośrodek czy knajpę. Odbijam zjazdem od szlaku, potem skręcam w lewo i znów do samego jeziora przy parkingu leśnym. To już właściwie nie jest jedno jezioro tylko szeroki na kilkset metrów Kanał Lateralny łaczący łańcuch jezior wzdłuż Brdy. Szlak idzie ścieżką nad samą wodą, muszę często prowadzić rower, aż docieram do drogi asfaltowej przy moście.
W lewo idzie droga nr 56 do Koronowa, ja jadę jednak asfaltową boczną drogą na północny-wschód, odbijając od jeziora Lipkusz, które muszę ominąć zanim skręcę w prawo nad sam zalew. Wyjeżdżam poza zakres posiadanej mapy, ale przed wyjazdem sprawdziłem jak dalej się kierować na Google Earth. Równym i wygodnym asfaltem kilka kilometrów do wsi, gdzie kupuję piwo, wodę i coś na ząb - wszystko na razie do plecaka, przyda się na później. Ze sklepu cofam lekko w tył i w prawo pod górę po bruku do osady przy stawie, dalej szerokim traktem leśnym nawracam na pn-zachód. Mija mnie kilka samochodów aż wreszcie znajomy żółty szlak odbija w spokojniejszą przecinkę. Bardzo przyjemnie kręcę mieszanym lasem około 4 km, szlak zakręca w prawo a przede mną pomiędzy drzewami widać w oddali wodę.
Mijam leśniczówkę i kawałek pola, szlak odbija od drogi ścieżką na wysoką skarpę nad zalewem. Zatrzymuję się na łyk wody, brzeg jest bardzo stromy i w kilku miejscach osuwa się piach, pode mną przy brzegu jedna z kilku żaglówek. Paręset metrów dalej zaczynają się działki, za którymi pojwia się szersza droga idąca przesmykiem pomiędzy jeziorami. Fotografuję wędkarzy i kawałek dalej skręcam w asfaltową drogę do ośrodka wypoczynkowego. Wychodzę na pomost i w oddali widzę na środku jeziora jakąś barkę. Przy samym brzegu jadę około kilometr i barka okazuje się być promem, który łaczy tutaj brzegi zwężenia zalewu. Akturat ładuje się kilka samochodów i pieszych, kawałek dalej zasiadam z browarem w dłoni na skarpie i obserwuję przeprawę.
Zebrało się trochę chmur, jadę nadal przy samym brzegu do osady leśnej z przystanią w odnodze wpływającego do zalewu strumienia. Omijam dolinkę przez krzaki, nie chcę nawracać do szlaku więc przebijam się przez zarośla i wyschnięte koryto do otwartego terenu. W zakolu jest ośrodek Polon i kilka przyczep kempingowych na działkach, na drugim brzegu też jakieś domki, a na zalewie widać kilku kajakarzy. Jadę dobrą ścieżką do następnego dużego ośrodka żeglarskiego w którym kręci się sporo ludzi. Odbijam w prawo do drogi, jadę ze sto metrów i widzę w przecince łanię z młodym. Staję, wyjmuję aparat i jak to zwykle bywa zwierzaki uciekają nim zdążyłem wycelować i pstryknąć. Wracam do brzegu jeziora i jadę spokojnie 3 km do wiaduktu nad linią kolejową. Na podkładach już niezłe krzaki powyrastały, zjazdem kawałek wzdłuż torów i przy małym jeziorku odbijam w prawo wzdłuż wyciętego pasa lasu. Od następnego jeziora łagodny podjazd, droga zapiaszczona bo wokół świeża ścinka. Mijam ekipę prowadzącą rowery i mozolnie kręcę po piachu. Gdy nadarza się okazja skręcam w lewo i wyrabiam się przez las znacznie lepszymi drogami do Zamrzenicy.
W osadzie duża siedziba nadleśnictwa a niedaleko dziwny budynek z mocno okratowanymi oknami - areszt w środku lasu ? Pod górę asfaltem do skrzyżowania, gdzie wyjeżdżam na drogę którą przejechałem samochodem miesiąc temu jadąc wariantami z Ostródy - wtedy skręciłem w Bysławiu i bocznymi drogami przez most na Brdzie dotarłem do Gostycyna i dalej na Nakło. Jazda drogą jest monotonna, skręcam więc raz i drugi do rzeki (bo zalew skończył się w Zamrzenicy) której brzeg tworzą z tej strony dwudziestometrowe skarpy. Docieram do mostu w osadzie Piła-Młyn, przy nim kilkanaście osób i sporo kajaków - widać to punkt startu lub etapowy spływu Brdą. To najdalszy punkt mojej trasy, przystaję tylko na chwilę i asfaltową drogą wzdłuż okazałych dacz jadę do przesmyku pomiędzy jeziorem Szpitalnym i Środkowym. Ścieżką przy brzegu tego drugiego jadę na południe, teren jest mocno pofałdowany więc trasa nie idzie prosto. Na jednej z polan miga mi w trawie coś brązowego, skradam się i fotografuję umykającą sarnę.
Teraz czeka mnie znalezienie przejścia przez Kamionkę - pierwszą z trzech rzeczek jakie spływają z płaskowyżu do Brdy.Na mapie jest mostek przy leśniczówce, kieruję się w tę stronę niewyraźnymi drogami. Przecinam szerszą drogę i kawałek jadę w lewo do strumienia. Jest to jednak tylko mała struga, która dalej łaczy się z rzeczką, nawracam więc i szukam dalej.Wychodzę na pola przy ogrodzonej siatką plantacji, kieruję się w dół ale droga niknie na łące a przede mną rzeczka za którą są stawy. Jestem więc za daleko, nawracam przez łąkę i chaszcze usiłując odnaleźć przejście, pokrzywy wyganiają mi reumatyzm z łydek. Kawałek dalej ślady drogi są, widzę przez krzaki leśniczówkę, ale muszę nawrócić do drogi. Jestem dosyć wściekły bo kręcę się pół godziny bez sensu, przejeżdżam przez strumyk jak poprzednio i mozolnie prowadzę rower na piaszczyste wzgórze. Para wielkich żurawi ciężko startuje obok mnie i krąży nawołując donośnie. Wyrabiam się w prawo do wąwozu rzeczki, zjazd i wreszcie jest mostek - zupełnie inaczej niż na mapie.
Za leśniczówką pozdrawia mnie gromada dzieciaków na rowerach, moja droga prosto na południe jest niestety ostro zapiaszczona. Próbuję w prawo, równolegle i z powrotem, po paru kilometrach docieram do następnej leśniczówki Pieńkowo. Za nią prosto przecinką aż do torów kolejowych, za którymi na moim kierunku zaorany pas ziemi. Idę więc wzdłuż torów wśród iglaków, do świetnej utwardzonej kamykami drogi. Ostry zjazd do strumienia, jedzie się tak dobrze że z żalem skręcam po sprawdzeniu mapy - ta droga idzie na półwysep a ja muszę objechać odnogę zalewu. Okolica jest malownicza - teren mocno pofałdowany a przede mną jezioro Krzywe Kolano. Przecinka wyprowadza mnie na sam brzeg - tafla wody nieruchoma a na niej łodka z rybakiem, który chyba zasnął nad wędką.
Po pagórkach kręcę na prawo i lewo, aż docieram do wąwozu następnej rzeczki - Sępolna. Zastanawiam się czy jej nie sforsować, schodzę więc kilkanaście metrów po skarpie - dałobysię. Rezygnuję jednak bo mam na mapie dalej mostek koło leśniczówki. Jadę brzegiem wąwozu, ścieżka robi się niewyraźna, zjeżdża ostro w dół i kończy się ślepo - muszę podejść niezły kawałek z powrotem do drogi równoległej. Jadę nią wypatrując wyraźniejszej drogi do leśniczówki ale niczego takiego nie widać. Po chwili wyjeżdżam na brzeg rozleglejszej doliny położonej kilkanaście metrów poniżej. Nawracam wśród dużych dębów skrajem lasu, zjeżdżam do łąk i jadę nimi niewyraźną ścieżką wypatrując leśniczówki. Nie ma nawet po niej ruin, błądzę chwilę koło zagajników aż wreszcie w jednym z meandrów wypatruję dogodne miejsce na przeprawę. Zdejmuję buty i pomagając sobie kijem przechodzę na drugi brzeg. Chwilę później odnajduję szeroki trakt idący do jeziora Piaseczno. Robi się już późno, mimo tego skręcam do samego brzegu - widok na jezioro w dole jest świetny.
Odnajduję zielony szlak i wzdłuż brzegu jadę do osady Lucim z ośrodkiem wypoczynkowym. Chwila postoju, konsumuję drugi i ostatni batonik i wypijam resztki wody. Wymyśliłem sobie, że nawrócę na północ drugim brzegiem jeziora i potem przetnę do zalewu - to zły pomysł bo słońce chowa się już za lasem, lepiej byłoby ciąć prosto na Koronowo i zahaczyć o zaporę w Pieczyskach. Jednak nadkładam niepotrzebnie te parę kilometrów aż docieram do równej jak stół drogi asfaltowej idącej wzdłuż zalewu. To prawdziwa odmiana po piaszczystych lasach, kręcę równo na najwyższym przełożeniu mijając skręt do promu i osady Różanna.
Ścigam się czasem bo zachód słońca coraz bliżej, po 12 km wjeżdżam do Koronowa mijając linię kolejową, o dziwo używaną. Miasto jest świetnie położone na wzgórzu nad zakolem Brdy, przejeżdżam most, wąskimi uliczkami na rynek i potem niepotrzebnie w dół do kanału Brdy. Za mostem fotografuję duży kościół czy klasztor, do którego przyklejony jest wysoki mur zakładu karnego - niezły kontrast. Patrzę w mapę i nawracam z powrotem do centrum, podjazd do drogi na Samociążek i wśród bloków wyjeżdżam z miasta. Mija mnie sporo samochodów, robi się już ciemnawo więc zmieniam baterie w tylnej lampie aby mrugała należycie. Wśród domków letniskowych jadę aż do kanału i mostu, urządzenia hydrotechniczne wyglądają na świeżo odpicowane. Praktycznie po ciemku docieram do samochodu, przebieram się i wracam tą samą trasą, wyprzedzając co chwilę ziewaczy wracajacych z długiego weekendu.