Powrót do listy tras


Ruiny niemieckiej wsi


Wzdłuż stawów


Plaża nad jez. Karskim


W oddali Sulimierzyce


Tereny zagęsione


Lipiany


Jezioro Grochacz


Kampania żniwna trwa


A jednak się buduje


Ujście Myśli


Centrum Myśliborza


Wracam na południe


Ostatnia plaża

Trasa po pojezierzu Myśliborskim

Wreszcie pękła setka. Trasa wcale nie była aż tak wyczerpująca, na pewno mniej niż ta o miesiąc wcześniejsza koło Wędrzyna. Ale po kolei. Odpaliłem z Poznania w miarę wcześnie, ruch na drodze niewielki, więc za dziesięć jedenasta parkuję Hyundaia w lesie niedaleko krajowej 3-ki, ze śladów widać że miejsce nawiedzają często ssaki leśne. Najpierw po bruku na wschód, po 2 km droga skręca w prawo a ja na wprost jadę szlakiem konnym, przez mocno pofałdowany teren do doliny ze stawami. Mijam mostek z jazem, za nim skrzyżowanie i dwujęzyczna tablica upamiętniająca zniszczoną wieś. Przy stawach barakowozy rybaków, ja jadę wzdłuż dolinki wygodną drogą, która idzie malowniczo wśród buków grzbietem pomiędzy dwoma obniżeniami terenu.

Za chwilę przy leśniczówce przemieszczam się na drugą stronę rzeczki, i dalej ładnym lasem kręcę na północ. Wyrabiam niepotrzebnie zbyt na lewo i potem skręcam na mniej wyraźną drogę, która wyprowadza mnie do asfaltu idącego na Karsko. Na razie upał nie dokucza, choć niebo bezchmurne i od 3 dni temperatury ponad 30 st C. Dopiero później poczułem gorąco, tym razem zabrałem też dosyć płynów, w czasie całej trasy wypiłem 4 litry. Nie jadę od razu do wsi tylko najpierw prosto fajnym odcinkiem - wąskim pasem drzew pomiędzy polami, skręcam na chwilę nad małe jeziorko w zagłębieniu terenu, potem po dotarciu do asfaltu skręcam w prawo. Po mojej lewej ręce jezioro Karskie Wielkie, zajeżdżam nad brzeg przy małym ośrodku z domkami kempingowymi. Plaża jest dosyć zatłoczona, jadę dalej i uzupełniam zapasy w sklepie we wsi.

Za miejscowością dalej asfaltem wyrabiam się na lewo wzdłuż drugiego brzegu jeziora. Na polach kombajny mimo niedzieli zbierają zboże, nad jeziorem widać skupiska domków. Skręcam do jednego z nich - tutaj ludzie dopiero się budują, ścieżką przez krzaki wychodzę na brzeg jeziora. Przyjemna niespodzianka, woda jest krystalicznie czysta, kilkunastu ludzi grilluje obok wśród drzew. Przebieram się w kąpielówki i wchodzę do wody - rewelacja ! Mógłbym tak się pławić długo ale daleka droga przede mną więc szybko wypijam dowiezionego Redd'sa i śmigam z powrotem do drogi. W następnej wsi Kinice mijam ciekawy budynek kaplicy połaczonej z zabudowaniami gospodarskimi i chwilę później przegapiam skręt leśnej drogi do Sulimierza. Orientuję się po dotarciu do następnych zabudowań, cofam kawałek i drogą wokół jeziora Ulejno jadę do skrzyżowania w osadzie Rokitno.

Osada wygląda na zapomnianą przez Boga i ludzi, ale prowadzi przez nią wygodny asfalt, którym w doskonałym humorze sunę do Sulimierza - dużej i ładnej wsi z folwarkiem. Po linii kolejowej jaką widać na mapie nie ma już nawet śladu, skręcam w polna drogę koło wielkiej fermy gęsi. Biedne ptaki tłoczą się w każdym skrawku cienia, mijam kilka wybiegów, każdy z co najmniej tysiącem sztuk. Droga trochę rozryta, z pól zjeżdżają kombajny a ja dosyć mozolnie kręcę 5 km do miejscowości Lipiany. Przystaję na chwilę na ławce na cmentarzu, potem przejeżdżam most pomiędzy jeziorami i mijam charakterystyczną basztę bramy miejskiej. Miejscowość całkiem mi się podoba, zatrzymuję się przy sklepie i konsumuję obiad w postaci dwóch batonów. Zaczynam odczuwać goraco, jest już 15'ta, a nastepny odcinek jadę nieciekawie krajową trójką. Na szczęście na pierwszym pagórku skręcam w wyboisty asfalt bocznej drogi.

Jadę kawałek za daleko, przy małym jeziorku nawracam do skrętu i przez osadę PGR i pola jadę do przesmyku pomiędzy jeziorami Grochacz i Chłop. Mija mnie kilku motocyklistów, a na parkingu leśnym przy jeziorach dosłownie nie da się szpilki wetknąć. Dzieciaki pływają po jeziorze z prawej na wielkich oponach, wypatruję jakiegoś spokojniejszego miejsca, ale w końcu jadę dalej. Trochę kluczenia po lesie wyprowadza mnie na skraj pól i żwirowaną drogę , która idzie do leśniczówki. Za nią po 2 km niespodzianka - wjeżdżam na teren budowy autostrady ! Już położona nawierzchnia, robią wiadukty i mimo niedzieli po budowie krecą się wywrotki. Napawam się chwilę tym tak niecodziennym w naszym kraju widokiem, pstrykam fotki i jadę dalej. Przez budowę muszę troche zmodyfikować trasę, ciągnę prosto na zachód aż docieram po chwili do rezerwatu w dolince.

Porządna trasa nie może obyć sie bez chaszczowania, choć na "budziku" mam już prawie 60 km, prowadzę więc rower około 500 m wzdłuż bagienek, aż docieram do lepszej drogi leśnej. Za chwilę skręt w prawo i piachem mozolnie podjeżdżam wzdłuż trasy budowy, poniewczasie żałując że nie pojechałem po świeżo zrobionej nawierzchni S3. Docieram do drogi 128 i wysadzaną drzewami trasą jadę podziwiając panoramę jeziora Myśliborskiego. Po jakichś 5 km odbijam do jeziora, przez lasek docieram do domków letniskowych. Chwilę kombinuję czy nie wykąpać się przy pomoście, ale w końcu rezygnuję mając nadzieję na lepsze miejsce dalej. Nie ma jednak nic takiego, brzeg jest tutaj mocno obrośnięty trzcinami, a przy następnej drodze do jeziora ogrodzone - teren prywatny. Wracam do asfaltu i wjeżdżam do Myśliborza - czuję już w kościach przejechane prawie 80 km. W mieście wszyscy ludzie wylegli na plażę, ja nie decyduję się na kąpiel tylko objeżdżam ładny park przy ujściu rzeczki Myśli i opustoszałe centrum miasta. Na wylotówce w barze osiedlowym kupuję litr pepsi i planuję powrót do samochodu - bez kombinowania najwygodniejszą trasą.

Pierwsze 10 km z Myśliborza jedzie się świetnie, asfalt równy, pagórki łagodne a samochodów nie ma wcale. Za miejscowością Staw przysiadam w lesie na pół godziny bo baterie w nogach mam już na wyczerpaniu. Dalej dosyć monotonie przez długa ulicówkę Ściechów, wjeżdżam w las i 4 km za wsią na liczniku pstryka 100 km. Skrót leśną drogę wyprowadza mnie na żwirowaną trasę do jeziora Marwicko, pełno ludzi wraca znad jeziora i droga ostro zapylona. Po paru minutach docieram do kąpieliska, jest świetna plaża i pomost. Muszę się trochę ochłodzić, więc wskakuję do wody, nie jest specjalnie czysta ale odświeża rewelacyjnie. Krótki postój na wyschnięcie i pokonuję ostatnie parę kilometrów przez las do samochodu. Odnajduję telefon który zostawiłem pakując plecak, przy wyjeździe czekam chyba z 5 minut aż skończy się kolumna samochodów jadących znad morza, na szczęście na dalszej trasie do Poznania nie było aż tak tłoczno i koło 22:00 jestem w domu.