Dzisiejsza trasa daleko na wschód od dotychczas penetrowanych rejonów, wyjeżdżam w niedzielny poranek z Radomia drogą na Kozienice. Początek października już całkiem jesienny, zimno, ale na drzewach ciągle trzymają sie liście. Pogoda słoneczna, lekki wiatr, odjeżdżam paręnaście kilometrów i skręcam w lewo w mocno błotnistą drogę na granicy lasu. Sporo samochodów stoi w lesie, przejeżdżam kilkaset metrów lawirując pomiędzy dziurami i staję po prawej stronie, nie ma sensu jechać dalej bo Hyundai to nie terenówka. Wystawiam rower i w drogę - zamierzam przeciąć lasy na północny wschód od Radomia aż do Wisły i wrócić po południowej stronie drogi 737.
Błotników nie mam więc już po parunastu minutach jestem mocno uwalony - wczoraj nieźle padało i na drodze mokro. Dopiero w głębi lasu na mniej uczęszczanych drogach brak błota. Mijam sporo ludzi chodzących po lesie, trochę krążę w prawo i w lewo aż trafiam na wygodny choć wąski trakt idacy w moim kierunku. Las jest bajecznie kolorowy, słońce prześwitujące z góry podświetla mgły parujące z mokrych traw. Lekkim podjazdem jadę kilka kilometrów, aż niespodziewanie wychodzę na otwartą przestrzeń i drogę. Orientuję mapę przez chwilę, patrząc która to wieś i dalej jadę na północ wzdłuż dolinki rzeczki Leniwej. Docieram do czerwonego szlaku, którym dalej jadę szerokim traktem leśnym, niedawno chyba umacnianym.
Dosyć monotonnie ale przyjemnie kręcę około 8 km przecinając strumień z zarośniętym stawem, drogę asfaltową przy gajówce i moja trasa zakręca w lewo, dokładnie na północ - zamierzam dojechać w pobliże Elektrowni Kozienice. Czerwony szlak odchodzi w lewo a ja jadę prosto niebieskim szlakiem rowerowym, droga momentami zapiaszczona ale da się jechać swobodnie. Z prawej strony dochodzi ślad po starej linii kolejowej - torów dawno już nie ma, został tylko pas krzaków. Za chwilę w poprzek idzie nowa droga asfaltowa której nie ma na mapie, potem przecinam drogę nr 48 (nie 731 jak na mapie) i 3 km za nią skręcam w prawo na niewyraźną przecinkę. To już tereny puszczy Stromickiej, widać że budują nowe drogi przez las, mijam tory kolejowe i opuszczam tereny leśne - równiutkim asfaltem sunę na powiśle. W Nowej Wsi wreszcie upragniony sklep - wyjechałem oczywiście bez wody i jedzenia, a w kościach mam już 35 km. Gawędzimy przez chwilę z miejscowymi, pełno grzybiarzy w lasach ale każdy z pustym wiaderkiem, sklepikarz śmieje się że to warszawiacy co nie umieją zbierać, za nimi trzeba chodzić i zbierać te których nie zdeptali.
Jadę dalej do rzeki mijając linie energetyczne, po lewej w oddali widać trzy kominy elektrowni, przejeżdżam mostek na kanale i po chwili docieram do Wisły. Rzeka robi wrażenie , ma chyba z kilometr szerokości, widać wyspy i płycizny, a nurt zasuwa całkiem wartko. Staję na postój i obiad złożony z dwóch grześków i kubusia, podsuszam przepocone ciuchy. Słońce grzeje przyjemnie, zastanawiam się czy nie jechać dalej w krótkasach, ale powietrze jednak jesienne i zostaję przy spodniach od dresu i softshellu. Do brzegu przybija motorówką jakiś człowiek, trudno wyczuć co robił na rzece bo akcesoriów wędkarskich nie ma.
Na liczniku 40 km, do powrotu drugie tyle, nie tracę więc czasu tylko zasuwam dalej. Przez wieś Piotrowice w miarę dobrym asfaltem jadę do Kozienic, oglądam pałac w którym mieszczą się różne urzędy i pobliski park. Wyjazd z Kozienic wybitnie nieciekawy bo wąska droga na której jest spory ruch, a do tego podjazd. Kawałek za granicą lasu skręcam więc w lewo kierując się prosto jak strzelił na Pionki. Droga leśna szeroka i wygodna, mija mnie na niej kilka samochodów piknikowiczów, docieram do rzeczki Brzeźniczki z widokowym oczkiem wodnym gdzie pstrykam kilka fotek. Już nieźle zmęczony dojeżdżam do Pionków, jadę przez nieciekawe przemysłowe miasto i później długa prosta wzdłuż linii kolejowej.
Ostatni odcinek to dosyć monotonna jazda przez ulicówkę, docieram do samochodu tuż przed 17'tą. Gdybym miał jeszcze raz planować trasę to pojechałbym dalej wzdłuż Wisły i przeciął las w powrotnej drodze na północ od Pionków. Ale w sumie trasa bardzo udana, a powrót asfaltem nie był zły bo wyjechałem niewyspany i trochę wczorajszy, przebijanie się lasem po 80 km jazdy to nie byłaby aż taka atrakcja. Ciekawostka z innej beczki - gdy w poniedziałek o siódmej rano wyjeżdżam z Radomia, na szybach samochodu lód - w nocy nieźle przymroziło, zima za pasem, globalne ocieplenie w odwrocie !