Powrót do listy tras


W Sierakowie przy kościele


Warta dosyć szeroka


Jezioro Lichwińskie


Na czerwonym szlaku


Jezioro Borowy Staw


Droga się kończy


Główny trakt


Leśniczówka Pławiska


Ambona przy porębie


Mruczek leśny


Polecam ten sklep


Mini-plaża jez. Długie


Ładna droga tylko zły kierunek


Jezioro Niedziółka


Zamek Ossolińskich

Puszcza Notecka na północ od Sierakowa

Wreszcie ! To pierwsza trasa na stronie w tym roku, wprawdzie jeździłem trochę na rowerze, ale były to na tyle krótkie i bliskie trasy, że nie warto robić opisu. Dużo zmian w życiu i nie ma czasu na większe wycieczki. Zimowy sezon poświęciłem całkowicie na biegówki, wiosna minęła szybko, kończy się już lato i dziś wreszcie ruszam na dłuższy wypad. Pogoda stuprocentowa, będzie ponad 30 stopni, wybieram rejon dosyć blisko Poznania, kawałek jeszcze nie przejechanego na rowerze lasu na północ od Sierakowa.

Szybki dojazd na miejsce drogą nr 92, w Pniewach dalej na zachód 24 i w Kwilczu na północ przez Sierakowski Park Krajobrazowy. Szukam miejsca do parkowania przy wjeżdzie do miasta koło ośrodków wypoczynkowych, ale znajduję dobre miejsce w cieniu dopiero na placu przy hucie szkła. Wystawiam rower, kompletuję plecak i ruszam, godzina startu około 12:30. Upał straszny, w sklepie na rynku kupuję litr płynów i batonik, zdecydowanie za mało ale na szczęście na trasie znalazłem potem następny sklep. W samym Sierakowie byłem już na rowerze ze 2-3 razy, więc nie tracę czasu tylko jadę na północ przez most nad Wartą i jej szerokim rozlewiskiem.

Trochę kręcę się wsród nowo powstających domów na krańcu miasta, po stromej skarpie zjeżdżam do drogi asfaltowej idącej wzdłuż stawów, ale zaraz odbijam do zielonego szlaku. Nim kawałek tuż przy brzegu, ale za chwilę odbijam w lewo i przecinam po grobli na skraju jeziora Lichwińskiego na drugi brzeg który schodzi tu stromą skarpą. Jadę dobrą drogą leśną, na chwilę skręcam do brzegu jeziora na fotkę i po chwili docieram do skrzyżowania z czerwonym szlakiem, którym w prawo. Za znakami do leśniczówki Borowy Młyn, wychodzę na końcówkę drogi asfaltowej - tutaj już też byłem parę lat temu. Za mostem na strumieniu jadę w prawo tuż nad brzegiem jeziora wśród świeżo ściętych drzew. Jezioro Borowy Staw jest ładnie zarośnięte liliami i innym zielskiem, droga kończy się i muszę po stromym stoku wtargać rower na pagórek z którego mam niezłe widoki na las i następne stawy. Robię parominutowy postój bo jest tak gorąco że pot leje się już ze mnie ciurkiem.

Dalej na północ, trochę piachu, ale nie jest najgorzej, na skrzyżowaniu traktów leśnych odbijam nieco w prawo w bardzo szeroką drogę. Niedawno musiała być umacniana, bo nawierzchnia dosyć twarda. Jadę tym nudnym odcinkiem parę kilometrów, za leśniczówką Pławiska nawierzchnię wysypano tłuczniem i jedzie się już gorzej, skręcam więc w las i wyszukuję niewyraźną równoległą przecinkę. Muszę wyrabiać się w prawo, więc na następnym skrzyżowaniu przy łąkach odbijam w kierunku osady Nowe Kwiejce.

Mijam porozrzucane z rzadka zagrody, strasznie piaszczystą drogą przebijam się na północ i docieram do asfaltowej drogi której nie ma na mapie (jechałem nią kawałek na trasie w okolicy Wieleń-Krzyż Wlkp., więc nie jestem zaskoczony). Od dłuższego czasu oszczędzam wodę, ale ku wielkiej radości napotykam otwarty sklep gdzie zjadam loda na schłodzenie i zapijam go małym piwem. Zapasy wody uzupełnione, jadę więc dalej w kierunku większej wsi Piłka.

Po chwili jednak zjeżdżam z asfaltu i staram się przebijać na południowy-wschód. Zupełnie niepotrzebnie, źle zapamiętałem przebieg tego nieoznaczonego asfaltu a na dodatek straszne piachy i ginące przecinki powodują że bez sensu robię 5 km tylko o po to aby wrócić do asfaltowej drogi może z półtora kilometra od miejsca gdzie ją opuściłem. Od dłuższego czasu od północy słuchać grzmoty, burza jednak oddala się na wschód i nadal jadę w słońcu.

Jestem bez formy, planowałem więc krótką trasę i obmyśliłem, że 30 kilometr trasy to punkt powrotu. Ale gdy mijam drogowskaz w osadzie Borzysko-Młyn, który mówi że do Sierakowa tylko 13 km, postanawiam jechać dalej. Za chwilę przy jeziorku wzdłuż którego idzie szosa widzę fajne miejsce na kąpiel - z parkingiem i mini-plażą - po namyśle ruszam dalej bez kąpieli bo chcę wcześnie wrócić do Poznania, mam wieczorem jeszcze robotę przy przeprowadzce. Telefon zdechł, nie znam godziny i z niepokojem patrzę na szybko przepływające chmury. Nie zabrałem plastku do owinięcia rzeczy w plecaku więc wolałbym nie złapać deszczu. Nie dojeżdżając do wsi Piłka skręcam za żółtym szlakiem w prawo już w powrotną drogę - na liczniku 38 km.

Kilka kilometrów niezłą, choć miejscami zapiaszczoną drogą leśną, robię postój przy rozstaju i wypijam pół butelki wody. Szlak mi ginie, ale jadę w ogólnym kierunku na południe, droga tylko staję się strasznie rozryta, a za mną nadciąga następna burza. Kłąb ciemnych chmur jest dosyć mały, kombinuję czy uda się go wymanewrować. Podkręcam tempo, docieram do skrzyżowania szlaków na polanie, zaczynają już uderzać pierwsze krople deszczu. Skręcam za zielonymi znakami, droga jest wygodna, żwirowana, ale skręca mi coś za bardzo w lewo. Ulewa zaczyna się na dobre, obserwuję w którą stronę przemieszczają się chmury i zawijam elektronikę i portfel w ręcznik. Jadę dalej w samych szortach, moją wierną empetrójkę zostawiam w kieszeni, może nie zamoknie. Taki ciepły deszcz to prawdziwa ulga, zmywa mi z twarzy zaschnięty pot i ze słonym smakiem w ustach śmigam całym pędem przez coraz bardziej pagórkowaty teren.

Przy następnym rozstaju zielony szlak odchodzi od głównej drogi, szkoda bo teraz jedzie się znacznie trudniej, a w ogóle coś mi trochę nie pasują kierunki. Jestem jednak zbyt zajęty wypatrywaniem gdzie biją błyskawice i w którą stronę przemieszcza się nawałnica aby się dłużej nad tym zastanawiać, nie mogę teraz wyjąć mapy bo by całkiem przemokła. Jadę więc "na czuja", odbijam ze szlaku i mozolnym podjazdem pnę się w kierunku pasma wzgórz, często muszę prowadzić rower bo nasiąknięty piach i drogi rozryte przez zwózkę drewna sprawiają że nie mogę ujechać. Deszcz traci na sile, ale ja kombinuję jak ominąć odkryte wzgórza których pasmo mam przed sobą - po pierwsze nie dam rady ujechać po tym piachu a po drugie trochę się boję że mnie piorun trzaśnie bo grzmoty całkiem blisko. Słabo przetarte drogi wiją się dookoła przecinając zbocza i nawracając, staram się trzymać ogólny kierunek ale nie jest to łatwe.

Jestem już dosyć wyczerpany i zaczynam przeklinać deszcz bo po błocie ciężko mi ujechać. Gdy po chwili deszcz prawie ustaje, przystaję na batonik i łyk wody. Patrzę w mapę, ale nie bardzo potrafię się odnaleźć - wydaje mi się, że powinienem już przeciąć jeden z głównych traktów, ale one idą prosto a nie kręcą się tak jak drogi którymi jechałem. Dopiero gdy zza chmur widać słońce, orientuję się że jadę w złym kierunku i zawracam kawałek aby odbić pod kątem prostym do kierunku w jakim jechałem poprzednio. Nadal jednak nie uświadamiam sobie rozmiarów tej pomyłki, dopiero gdy po dłuższym zjeździe docieram do większej drogi i równiejszego terenu, a potem wyjeżdżam na kiepską drogę asfaltową, widzę że popełniłem totalny błąd - pojechałem za zielonymi znakami, ale w przeciwnym kierunku ! Jak na ironię dodatkowo jechałem w kierunku przemieszczania się burzy zamiast w bok lub "pod prąd" chmur.

Jestem na drodze z Chojna do Sierakowa, więcej tu dziur niż asfaltu a na dodatek już wcześniej obluzowało mi się mocowanie siodełka i co rusz się przesuwa, nie jest to wygodne a do końca trasy jeszcze paręnaście kilometrów. Na szczęście chmury już znikły i mocne słońce wysusza mnie szybko, wolno ale równym tempem ciągnę dalej po parującym asfalcie. W Sierakowie podjeżdżam jeszcze na zamek Ossolińskich aby zrobić parę zdjęć i docieram do samochodu pare minut przed siódmą. Ochrona huty szkła postanowiła przewiązać taśmą wjazd na parking gdzie stanąłem, chyba nie chcą aby im nastepni zajmowali miejsce, po przebraniu się i zapakowaniu roweru muszę jeszcze odwiązać tę przeszkodę zanim ruszę w powrotną drogę do Poznania.