Powrót do listy tras


Rowery już gotowe



Przecinka przed Moczydłem



Jeziorka koło Krzynki



Jezioro Barlińskie



Ośrodek nad jeziorem



Panorama Barlinka



Południowy kraniec jeziora



Kąpiel tylko dla morsów



Rynek w Barlinku



Barlinek - nad jeziorem



Teren postindustrialny



Droga na Lutówko



Podjazd za Lutówkiem



Dolina Płoni - południe



Dolina Płoni - północ



Wieś Żydowo


Okolice Barlinka

Pierwsza jesienna trasa. Po półtoramiesięcznej przerwie wracam do opisywania tras, ten czas nie był jednak całkiem bezrowerowy. Zrobiłem kilka małych wypadów w tym jeden rowerowo-grzybowy i drugi po poligonie koło Biedruska. Druga połowa sierpnia i pierwsza września były wybitnie nieletnie - temperatura spadała często do paru stopni C. Kilka dni temu wróciła dobra pogoda - jest ciepło i wreszcie mocno świeci słońce.

Około 9:00 podjeżdżam samochodem po Bartasa, Kierownik jak zazwyczaj mitręży jeszcze i wkrótce pędzimy na zachód przez Pniewy, Międzychód i dalej przecinamy Puszczę Notecką przez Lubiatów mocno wyboistą drogą, docieramy do Strzelców Krajeńskich i paręnaście kilometrów dalej parkujemy w lesie, wokół pełno samochodów grzybiarzy. To niemal dokładnie północny skraj wcześniejszej trasy po tych terenach - dziś odhaczymy resztę Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego.

Na początku trasy nie mamy dobrej drogi przez las - wyrabiamy się na zachód niewyraźnymi ścieżkami, momentami prowadząc rowery aż docieramy do wsi Moczydło, w której byłem już 6 tygodni wcześniej. O 12:00 rozpoczyna się astronomiczna jesień - ten dzień jednak całkiem letni. Przed wsią skręcamy w prawo (na północ) wzdłuż jeziorek, jedziemy wyboistą szeroka drogą około dwa kilometry i odbijamy w lewo na węższy trakt - dosyć błotnisty i rozryty. Wokół sosnowy las ustępuje miejsca bukom, jedziemy lekko odbijając w lewo. Niebieskiego szlaku który jest na mapie w rzeczywistości nigdzie nie widać.

Wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń i orientujemy mapę - jesteśmy we wsi Krzynka. Zamiast jechać w lewo w kierunku jeziora, skręcamy do wsi i drogi nr 156, niestety nigdzie nie widać punktu browarniczego. Odbijamy z powrotem w las i zjeżdżamy z wysokiej skarpy w kierunku bagienek. Omijamy małe zarośnięte jeziorko prawym brzegiem i za nim w lewo mostkiem przez rzeczkę, obok którego drewniana tablica cytuje miejscowe legendy. Dalej na północ brukowaną drogą aż wyjeżdżamy na asfaltową nad brzegiem jeziora Barlińskiego.

Wokół domki letniskowe, my kierujemy się na zachód mijając grupę wczasowiczów do ośrodka wypoczynkowego Janków. Ośrodek jest ładnie położony i bardzo zadbany, w barze przy pomoście konsumujemy piwo Bosman zagryzając kanapkami. Aż nie chce się ruszać dalej, ale po chwili kręcimy wokół jeziora za zielonym szlakiem. Ten odcinek trasy jest rewelacyjny - wygodna ścieżka przy samym brzegu jeziora, co chwila krótki podjazd, po nim zjazd a wokół szumią stare buki. Mijamy kilka zejść do wody i tablic zachwalających faunę i florę oraz kilkoro konkurencyjnych rowerzystów.

Przy krańcu jeziora szlak odbija w głąb lasu, potem skręt w prawo, nieco błota i wyjeżdżamy na pola przy zachodnim brzegu jeziora. Ścieżka dalej idzie przy samym brzegu, przystajemy przy małym pomoście. Zdejmuję buty i zanurzam nogi w wodzie - spodziewałem się, że będzie bardzo zimna ale nie jest wcale tak źle. Po krótkim wahaniu przyjmuję rzucone przez Kierownika wyzwanie i wskakuję na waleta do wody. Odpływam paręnaście metrów od brzegu niestety im dalej tym zimniej, więc macham rękami i nogami ile tylko sił. Bartas dokumentuje ten wyczyn a ja po krótkiej chwili śmigam z powrotem do brzegu i wycieram się rezerwową koszulką. Na szczęście powietrze dużo cieplejsze niż woda i słońce świeci mocno, orzeźwiony wsiadam na rower i kręcę ostro żeby się rozgrzać.

Za chwilę dojeżdżamy do Barlinka, to 15 tysięczne miasto jest ładnie położone pomiędzy jeziorem a wzgórzami po naszej lewej ręce. Wrażenie psują bloki postawione koło centrum, ale takie pozostałości gospodarki socjalistycznej są prawie wszędzie. Zajeżdżamy na mały rynek i deptak koło jeziora, nie przystajemy jednak na dłużej tylko dalej jedziemy kierując się ostro pod górę ulicą Kombatantów w kierunku osiedla. Żartujemy że każdy kto pokonuje ten podjazd dwa razy dziennie zasługuje na miano kombatanta, ale z mapy wynika że musimy przebić się w prawo przez las do właściwej drogi.

Wyjeżdżamy z osiedla i jedziemy niewyraźną drogą leśną, na której końcu docieramy do sporego jaru. Kawałek idziemy przez krzaki ale niestety przed nami betonowy płot otaczający jakiś zrujnowany zakład przemysłowy. Nie możemy przebić się w lewo przez staw, więc chcąc-niechcąc cofamy wzdłuż płotu spory kawał przez chaszcze. W końcu lekko wkurzeni docieramy wreszcie do drogi idącej lewym brzegiem rzeczki Płoni. Wokół nie jest zbyt krajobrazowo, raczej "postprzemysłowo" i "slumsowo", kręcimy bez postoju dalej, koło leśniczówki odbijamy w lewo w las. Droga mocno piaszczysta, wyrabiamy się w boczną odnogę w prawo. Dalej zarośniętym jarem który kończy się wśród pól przy wsi Osina. Jesteśmy bardziej na zachód niż planowaliśmy, dlatego zmieniamy plan i jedziemy drogą asfaltową przez Lutówko. We wsi trwa mecz piłkarski któremu kibicują wszyscy miejscowi. Krótkim zjazdem do jeziorek, niedługi podjazd i dalej do wioski Równo - kilka chat przy starym folwarku.

Za niebieskim szlakiem jedziemy przez pola w kierunku doliny Płoni, przystaję i pomstuję w myślach na Kierownika który został daleko w tyle mimo relaksowego tempa. Jadąc rano samochodem mówiliśmy o tym że nie zabraliśmy zapasowych dętek ani zestawu naprawczego - okazuje się że "wywołaliśmy kolca z lasu" i Bartas złapał gumę. Na razie i tak trzeba prowadzić rowery bo w dół idzie stara bardzo zarośnięta droga, a nasza nadzieja w sklepie we wsi Niepołcko. Mijamy tablice rezerwatu "Skalisty Jar Libberta" i ciągle w dół schodzimy do doliny. Skał nigdzie nie widać, pewnie są bardziej na lewo, wyjeżdżamy na pola i drogę brukowaną. Bartas dopompowuje co chwila i pomału jedziemy wzdłuż stawów do wsi. Wioska jednak sklepu nie posiada, w ogóle żywego człowieka nie widać a same chaty wyglądają przeważnie na opuszczone. Za wsią jeden nowy budynek koło stawów, przystajemy na naprawę dętki. Po krótkiej dyskusji poświęcam futerał do kompasu, który ma "gumowaty" materiał, owijamy uszkodzone miejsce na dętce i zakładamy oponę z powrotem. Niestety powietrze uchodzi tak samo jak przedtem, więc uzgadaniamy że rozdzielamy się - ja pojadę przez las w kierunku samochodu a Kierownik będzie jechał/prowadził rower drogą do Barlinka od którego jesteśmy jakieś 10 km. Załaduję rower, podjadę samochodem po niego i spotkamy sie gdzieś po drodze.

Jest już po 17:00, jadę wyboistym brukiem i przystaję aby zrobić kilka fotek doliny Płoni, która jest malownicza choć na rowerową trasę się średnio nadaje. We wsi Żydowo, położonej nad małym jeziorkiem odbijam w lewo i dalej prosto przez las niezbyt ciekawą trasą do wsi Płonne. Dalej na południowy-wschód przez pola i las do drogi 156. O mało co nie przejeżdżam miejsca gdzie zostawiliśmy samochód, do którego docieram o 18:00. Pić mi się chce mocno, więc pokrzepiam się jabłkiem i już zabieram się do pakowania roweru gdy ku mojemu zdziwieniu zajeżdża Bartas. Okazuje się że nasza prowizoryczna naprawa za trzecim dopompowaniem "chwyciła" i jechał trasą przez Barlinek praktycznie bez problemów - dojechał dosłownie 3 minuty po mnie!

Wracamy tą samą trasą i w karczmie we wsi Lubiatów w Puszczy Noteckiej zatrzymujemy się na kotleta (nie był rewelacyjny), do Poznania docieramy koło 21:00.