Ciekawa, urozmaicona trasa. Zjeździłem obszar pomiędzy Dobiegniewem a Choszcznem, na południowy-wschód od tego drugiego miasta. Dojeżdżam najszybszą drogą przez Międzychód i Drezdenko, wyjechałem jak zazwyczaj godzinę później niż planowałem, więc dopiero po 12:00 wystawiam rower na skraju lasu. Śmigam samochodem w dobrym nastroju, bo pogoda idealna, na termometrze 21 stopni i niebo bez śladu chmur. Słucham "Podróży z Herodotem" Kapuścińskiego, dosłuchałem do końca wieczorem na powrotnej drodze, skończyłem już także "Rękopis znaleziony w Saragossie" (czytany doskonale przez Kondrata) więc muszę zdobyć więcej audiobook'ów. Z Dobiegniewa jadę do punktu startu strasznie wyboistą brukowaną drogą przez Osiek, gdzie byłem już dwukrotnie na wcześniejszych trasach, najpierw w 2005 a ostatnio niemal dokładnie rok temu.
Chwilę kombinuję gdzie zostawić samochód, w końcu przestawiam go 50 m dalej od drogi aby nie rzucał się w oczy. Dojeżdżam już rowerowo do jeziora Bierzwnik w osadzie Ostromęcko, i widzę że niepotrzebnie kombinowałem bo jest tu parking leśny, kąpielisko i początek "Leśnej ścieżki edukacji ekologicznej", którą jadę wzdłuż samego brzegu jeziora. Scieżka zasypana liśćmi, w szybszej jeździe przeszkadzają korzenie, ale mieszany las już całkiem wiosenny i zielony aż bolą oczy. Kręcę powyginaną linią brzegową mijając tablice informacyjne, na półwyspie ciekawostka - resztki mostu który dawno temu przekraczał przesmyk jeziora. Po chwili odbijam dalej w las i widzę linię kolejową, jedzie nią właśnie InterCity, to chyba trasa Szczecin-Poznań. Droga leśna robi się szersza i umocniona żwirem, okolica jest ciekawie pofałdowana więc śmigam gnany nowym zestawem empetrójek, w słuchawkach Jon and Vangelis "To Horizon !"
Podjeżdżam znowu do brzegu jeziora, płoszę sporego jelenia i po kilku chwilach docieram do leśniczówki. Tu skręt na północ, kawałek żwirowaną drogą do linii kolejowej i wsi Rębusz, za którą zaczyna się asfalt na Zieleniewo. Omijam koniec jeziora Kosino z wypływającym z niego czystym strumieniem, krótki podjazd i prosta i jestem we wsi Pławno. Skręcam w prawo, mijam sklep i nie chcę już nawracać choć nie mam ani kropli wody. Długa prosta doprowadza mnie do Zieleniewa, większej wsi pomiędzy jeziorami leżącej na świeżo wyremontowanej drodze nr 160. Jazda wśród pól nie jest nużąca bo okolica jest pofałdowana, oprócz jezior widocznych na mapie co chwilę mijam jakieś oczko wodne w zagłębieniach terenu. Także nawierzchnie na całej dzisiejszej trasie w zadziwiająco dobrym stanie, nie pamiętam abym gdzieś napotkał wyboje.
W Zieleniewie szukam sklepu, jest jeden ale zamknięty, miejscowy bywalec mówi że przerwa potrwa do 14:00. Jest 13:36, nie mogę tyle czekać bo mam już na liczniku 23 km a do Choszczna nie zrobiłem nawet połowy drogi. Za wsią pagórkowaty teren, same plantacje świerków o wysokości metra-półtora. Skręcam niepotrzebnie zbyt w lewo do osady Zdrójno, i muszę nawrócić pareset metrów bo wszędzie teren ogrodzony i nie mogę przebić się "na szagę". Piaszczystym podjazdem mijam łąkę nad jeziorem i wspinam się na wzniesienie, świetne widoki na pola i wieś poniżej. Robię krótki postój na skraju lasu, podsuszam koszulkę, patrzę w mapę i zaczynam kombinować bo wygląda na to że trasa będzie dłuższa niż myślałem. Odbijam ostrym zjazdem w las, droga zryta ścinką drzew. Przebijam się mozolnymi podjazdami przez jary i pagórki, sam las gęsty i ciekawy.
Docieram do osady Golcza i potwierdzają się moje obawy - mam przed soba parokilometrowy odcinek brukiem. Nie jedzie się jednak źle, mijam gromadę rowerzystów jadących w przeciwną stronę i po dłuższej chwili docieram do dużej wsi Korytowo. Kupuję płyny i loda na schłodzenie, ale nie robię dłuższego postoju tylko jadę wysadzaną drzewami drogą wzdłuż jeziora na Choszczno. Jedzie się świetnie - aż za dobrze, bo mam ostry wiatr w plecy więc zaczynam się obawiać co będzie na powrotnym odcinku. Pocieszam się myślą że popołudniem wiatr czasem cichnie, ale uprzedzając wypadki napiszę od razu: ni ch..... nie ucichł !
Krótki fragment polną drogą do wsi Raduń i drogi nr 160, którą wygodnie do skrzyżowania przy jednym z jezior ciągnących się rynną od Choszczna na wschód. Krótki postój na łyk wody, fotografuję magazyn zbożowy o ciekawym kształcie przerośniętej chatki, i wjeżdżam do miasta. Choszczno jest bardzo ładne, wprawdzie mocno zniszczone w czasie wojny centrum odbudowano blokami, ale przynajmniej są porządnie odmalowane, wokół widać resztki murów miejskich a na zewnątrz nich dzielnice willowe. Zajeżdżam nad brzeg jeziora koło pływalni i przystani, potem kieruję się do centrum, gdzie nad rynkiem góruje wielki gotycki kościół. Zjadam na ławce "obiad" w postaci dwóch kitkatów, fotografuję pomnik JPII i niewielki monument sowieckich wyzwolicieli opisany cyrylicą. Jadę do zachodniej części miasta, krótki postój nad brzegiem jeziora, potem wiaduktem nad torami kolejowymi i kieruję się drogą 151 na Gorzów. Droga ładna, wysadzana drzewami, ale wiatr powoduje że nie mogę ujechać więcej niż 20 km/h. Pochylam się ile mogę aby zmniejszyć opór powietrza i tak pełznę do wsi Zamęcin, na liczniku 55 już km a do końca trasy daleko.
Skręcam w boczną drogę, jadę mozolnie pocieszając się myślą że za nastepną wsią będzie kawałek lasem. W wiosce trwa w remizie impreza, gdy docieram do skraju lasu muszę zrobić odpoczynek bo czuję już ścięgno w prawym kolanie. Na szczęście następny kawałek trasy idzie wygodną droga leśną, zatrzymuję się na chwilę na pomoście wędkarskim przy jeziorze, a kawałek dalej nad jeziorem Czystym mijam fajne kąpielisko przy którym grilluje kilkanaście osób. Po chwili wychodzę na asfaltową drogę, we wsi Kurzęcin właśnie skończył się mecz piłkarski, mijam mostek na Małej Inie i rozpoczynam najbardziej dobijający fragment trasy - podjazd drogą na Chłopowo. Porywisty wiatr wyciska mi łzy z oczu, a może to pot ścieka mi po twarzy bo mimo wysiłków moja prędkość nie przekracza żółwiego tempa 16-18 km/h. Na szczęście potem droga idzie już z górki, ładne widoki na jeziora po lewej stronie i podmokłą dolinę po prawej. Chłopowo to ładna wieś z poniemieckimi zabudowaniami, miejscowi pijący piwo w barze odprowadzają mnie wzrokiem - chyba wyglądam jakbym się miał za chwilę rozsypać.
Podjazdem leśną drogą na wzgórze 103 m, odpoczynek - krótki, bo tną ostro komarinios - i ostatni fragment trasy przez las do samochodu. Zmęczenie mi przechodzi bo trasa równa i głównie z górki, mijam osadę z opustoszałym folwarkiem i dobrą drogą docieram do Górzna. Teraz w prawo asfaltem do Ostromęcka i już jestem przy samochodzie - wcześniej niż się spodziewiałem, bo parę minut po szóstej. Na liczniku 79 km, też niedużo bo powrotna droga z Choszczna szła po w miarę prostej linii.