Objazd największego jeziora Pojezierza Drawskiego planowałem już w zeszłym roku, gdy zrobiliśmy z Bartasem trasę po terenach na wschód od Czaplinka. Od jakichś dziesięciu dni wreszcie porządne lato, a ponieważ prognozy pokazują lepszą pogodę w sobotę, wyruszam więc tego dnia, zamiast jak zwykle w niedzielę. Dosyć sprawnie docieram do Czaplinka, wyjechałem późno bo patrząc po mapie trasa nie zapowiada się na długą i dopiero przed 15'tą startuję rowerem na północ.
Najpierw objeżdżam przystań i ośrodki koło Czaplinka, jest całkiem fajna plaża i sporo innych atrakcji. Ulicą Pięciu Pomostów śmigam dalej wzdłuż jeziora, a przy ostatnim ośrodku droga się kończy i przejeżdżam przez łąki, a potem przez zagajnik wzdłuż brzegu - na mapie idzie tędy szlak. Ścieżka jest jednak trudna do jazdy bo mocno zarośnięta i błotnista, ślady rowerów wskazują że nie tylko ja się tędy dziś przebijałem. Wychodzę po chwili na drogę nr 163 i za moment już jestem na przesmyku pomiędzy jez. Drawsko a Żerdno, brzeg tego drugiego opada stromą skarpą od drogi.
Krótki zjazd i przede mną zamek Drahim, przesmyk ma tutaj zaledwie sto metrów szerokości. Wokół kilka restauracji i przystani jachtowych, kręcę się trochę koło ośrodków i po krótkim odpoczynku podjeżdżam drogą idącą na Połczyn-Zdrój która wznosi się na pasmo wzgórz na północ. Odbijam do wsi Drahimek z dużym PGR'em, na mapie jest tu droga polna ale w rzeczywistości teren opłotowany i nie mogę znaleźć przejazdu. Wracam do asfaltu i w upale ciągnę dalej wśród niedawno skoszonego żyta aż do odejścia następnej drogi polnej. Wygodny podjazd na wzgórze z którego mam dobre widoki i wijącą się drogą docieram do rozstajów już prawie zatartych dróg polnych. Powinienem trochę nawrócić na południe i potem odnaleźć drogę w kierunku jeziora, ale zamiast tego kombinuję bez powodzenia prosto na zachód. W końcu zmieniam kierunek i przez zaorane pole z trudem przejeżdżam na północ, wzdłuż granicy lasu mozolnie odbijam do następnej drogi.
Odpoczywam minutę w cieniu i zastanawiam się czy jechać do odnogi jeziora czy też dalej do wsi Kluczewo. W końcu postanawiam jechać dalej bo nie mam ochoty potem wracać tą samą drogą, to był błąd bo później widziałem z drugiego brzegu że po tej stronie jest sporo fajnych pomostów i miejsc do kąpieli. Ale zjeżdżam ze wzgórza wygodną żwirowaną drogą i po minięciu wsi z charakterystycznym kościołem (widziałem w okolicy pięć niemal identycznych) śmigam wysadzanym drzewami asfaltem do północnego krańca jeziora. Tutaj jest odbicie czarnego szlaku, wg mapy idzie nad samym brzegiem, jadę nim i przeklinam bo jest tak zarośnięty że prawie nie da się przejść. Ciągnę jednak dalej bo nie chcę zawracać, przebijam się przez chaszcze mijając zakotwiczony w zatoczce jacht, widzę pluskające dzieciaki na drugim brzegu wąskiej zatoki. Po jakimś kilometrze walki z krzakami docieram do dobrego zejścia do wody i stanowiska wędkarskiego. Bez dłuższego namysłu włażę do wody na waleta bo muszę się trochę ochłodzić - woda jest czysta i ciepła a dno schodzi ostro w dół. Przepływam najwyżej ze 100m przed powrotem na brzeg, ale to było to - spłukałem z siebie pot i odzyskuję wigor. Choć słońce zasłaniają drzewa to wysycham w parę chwil i jadę dalej.
Nie mam ochoty na dalsze przebijanie sie przez chaszcze, podchodzę więc też nie bez trudu na skarpę za którą ciągną się łąki. Docieram do niewyraźnej drogi polnej i jadę nią choć niestety nawraca w złym kierunku i cofam prawie kilometr zanim wychodzę na wąski asfalt. Wynagradza mi to jednak dobry punkt widokowy, a potem rewelacyjny długi zjazd do skrzyżowania, krótki podjazd i znów mam świetne widoki ze wzniesienia na jezioro, jest nawet ławka przy drodze i ścieżka na dół do zatoczki. Ruszam dalej do wsi Warniłęg, chwilę myślę czy nie odbić do jeziora czarnym szlakiem, ale w końcu jadę dalej asfaltem bo mam na razie dosyć chaszczowania (chyba błędnie bo potem widziałem że ten fragment brzegu był raczej nieźle zagospodarowany).
W sklepie we wsi uzupełniam zapas wody, jest tu też ładny folwark i park, jadę w kierunku jeziora mijając ludzi pracujących na polu. Na mapie mam przejście przez zatoczkę a droga jest wyżwirowana i musi gdzieś prowadzić. Okazuje się jednak, że prowadzi do gospodarstwa agroturystycznego, a przejścia dalej nie ma, muszę więc nawrócić 2 km. Odnajduję następną drogę do wsi Rzepowo, idzie tędy czerwony szlak rowerowy. Wsród pagórków i pól docieram do wsi gdzie wyróżnia się "ranczo" agroturystyczne nad brzegiem Drawy, która płynie tutaj bystro pomiędzy kamieniami.
Wygodna droga asfaltowa wiedzie mnie do następnej wsi Piaseczno, położonej na skarpie nad malowniczym jeziorem, przystaję na chwilę ma pomoście i łapię oddech. Potem podjazd brukiem i kieruję się za drogowskazami na kemping "WAJK". Ośrodek choć położony na uboczu jest całkiem fajny, sporo ludzi na polu namiotowym, odpicowane domki, knajpa, sklepik, boiska i inne atrakcje - na pewno miejsce warte polecenia. Stromym zjazdem do plaży i przystani nad zatoką Rękawicką, która wąskim pasem łączy się z głównym jeziorem. Jedyny minus jest taki że otaczają ją strome skarpy i plaża popołudniem jest już w cieniu, robię postój na "obiad" w postaci dwóch wafelków i okrążając koniec zatoki jadę dalej.
Wąskim i pagórkowatym półwyspem Rękawica idzie droga leśna, gdy docieram do niej skręcam w lewo w kierunku jeziora, mimo że rozsądek mówi abym jechał dalej w kierunku Czaplinka bo już jest dosyć późno. Na mapie jest jednak wzniesienie 35m nad poziom wody, kombinuje więc że moży być fajny punkt widokowy. Niestety mapa ma rację także i w tym, że droga kończy się po 1,5 km i podchodzę ścieżką kawałek na wzniesienie. Nie widać jeszcze końca półwyspu a przebijać się przez chaszcze nie mam ochoty, nawracam więc i już nieźle zmachany docieram do asfaltu we wsi Siemczyno. Po chwili rozpoznaję te okolice - byłem tu w maju na trasie rowerowej z okolic Mirosławca.
Drogą nr 20 jadę na Czaplinek, na szczęście ruch nie jest wielki, pozdrawiam kilku rowerzystów sunących z sakwami w przeciwnym kierunku. Na mapie mam drogę polno-leśną idącą przy brzegu jeziora, odbijam więc w pola choć droga niewyraźna. Łagodnym zjazdem przez nieużytki do samego jeziora, droga wzdłuż brzegu rzeczywiście jest, ale widać że pozarastana. Jadę nią kilkaset metrów mijając stanowiska wędkarskie aż wreszcie muszę zawrócić bo słońce chowa się za lasem i nie mam czasu na następne przebijanie się przez krzaki. Wrcam więc do drogi i śmigam mimo zmęczenia prosto do Czaplinka podziwiając okolice pokolorowane zachodem słońca. W mieście na przystani trwa impreza, dyskotekowe rytmy niosą się po jeziorze aż bolą uszy, ja odnajduję samochód, spłukuję głowę wodą, przebieram się i ruszam do Poznania.